Kiedy matka Sary zniżała głos, sąsiedztwo odbijało echo –
śmiechy i krzyki, splątane jak trawy na wietrze.
Podobno była dobrą matką, lecz dzieci nie wędrowały
ku dziurze w płocie, nie szukały śladów ojca
w odbiciu spóźnionego samochodu.
Magnolia na ścianie, w ogrodzie trampolina,
porośnięte mchem, jakby milczenie miało zapach.
Nikt nie przewidział, że melancholia
pewnego dnia wybierze matkę Sary,
zawiesi ją w próżni nieznanego kierunku.
Wiosną, w zielonej sukience.
Telewizor zagłuszy przekleństwa sąsiadów,
a Sara, zatopiona w oddechu minionych dni,
palcem obrysuje usta i policzy myśli –
barwne, zalotne, gubiące się jak cienie.
Mierzyłam dziś sukienkę w grochy. Zupełnie nie jesienną. Grzeczną. Czy to nie dziwne, że pomyślałam wtedy o Tobie?:D
OdpowiedzUsuń:) ooo połaziłabym z Tobą po sklepach :***
Usuń"Zapamiętałam się w robocie" aż tak, że zaniedbałam zaglądanie nawet do Ciebie :/ Chyba tracę zdrowy rozsądek, czas zwolnić chociaż trochę.
OdpowiedzUsuńZolnij odrobinę :* Pozdrawiam Małgoś
Usuń