poniedziałek, 7 października 2013

Niebieskie, zielone, brązowe

http://www.elewator.org/


Piszę z opamiętaniem. Pogoda myli pory roku, myli dni, miesiące. Zmyliła mnie na dobre, więc słucham muzyki i zapuszczam się w głąb internetowych galerii, muzeów, kupuję wirtualne bilety do Luwru i zastanawiam się ile imprez performancowych omijam. Dobrze, że chociaż mogę o nich poczytać, pogapić się w sieci bez opamiętania. Grupa ludzi na znanej stronie społecznościowej CMS dostarcza wolę życia w obrazach muzycznych – tak sobie siedzę i słucham, siedzę i czytam, siedzę i rozmawiam. Rytm oddechu wyrównuje się, dzisiejszej nocy znowu przeklnę bezsenność, znowu pogadam z owadami, ale nie będę rysowała im portretów, wystarczy, że robi to chłopak o wdzięcznej ksywie Kropki Kreski. Stłumiony szum wiatru, przelatujące ptaki, a może nietoperze, ktoś próbuje wyliczyć, ile szczeknięć mieści się w godzinie, ktoś przekonuje, że powinnam polecić na Islandię, ktoś nie widział zdechłych ryb. Mnie wystarczy zapach trawy, przecież nic nowego się nie dzieje. Nie zobaczę obrazów Rothko, to jeszcze nie ta pora. Chociaż iluzoryczna mgła pod wpływem słońca różowieje, i składa się z rzeczy ważnych, to trudno jej dotknąć. W płucach osiada główką w dół, naciska dokładnie w tym miejscu, wtedy myślę o dole. Niebezpiecznie często zbliżam się do szklanki, którą wypełniam różnymi trunkami; Paddy – pusty i zutylizowany w kontenerze na białe szkło. Jak tam wasze kontrakty śmieciowe?! Temat jak każdy inny, można go podciągnąć do sztuki, sztuki utylizacji. Dzięki segregacji studenci wzornictwa będą mogli odzyskiwać skórzane torby, ciąć w paski i wyplatać z nich siedziska do ogrodowych altanek. Albo z petów konstruować szezlongi, na których kolekcjonerzy będą się wylegiwać, a cień lampy z koła od roweru wydłuży się i ktoś pstryknie niezwykłą fotografię, dzięki której wygra prestiżowy konkurs. Początkowo myliłam te wszystkie czynności. Dzisiaj myję papier po maśle, bo wiem, że ktoś tam na drugim końcu miasta weźmie do ręki ścierwo i wrzuci do odpowiedniego pojemnika. Nie wiem o tym zbyt wiele, ale tak to sobie wyobrażam. Płuczę butelki po mleku, pojemniki po jogurtach. Moje śmieci są czyste, chociaż dłonie w desperackiej rozpaczy – czy moglibyście zrobić coś dla studentów wzornictwa? Płuczcie te cholerne pojemniki po śmietanie! Aby sprawa była jasna, z pojemników będzie kwietnik, albo inne wizualne coś. Innymi słowy chodzi o wychowanie na nowo. Wypuszczam w końcu powietrze, musiałam zasmakować po raz kolejny tej mgły, by ustalić skąd pochodzą głosy i jaki kolor zdmuchnie lampę, jeżeli wsadzę palec w kałamarz. Zdaje się, że plamy na obrazie uwiązane są jak pies sąsiadów, trudno jednocześnie poruszyć głową. Plamy symbolizują żal, gardło kurczy się jak szalone, poddaję się. Gumowe worki wypełnione wodą, a język suchy, szorstki jak bibuła, którą dzieci wyklejają obrazki na lekcjach plastyki, srebrnymi bąbelkami ciągną się ścieżki powietrza, za nimi sznurki pędów. No cóż, poszukiwanie prawdy jest jak związek chemiczny, artyści mogą popsuć wszystko lub spowodować, że narodzi się nowy kierunek – kontakt ze światem zewnętrznym kończy się albo zaczyna. Wciąż tyle rozwiązań, podejrzliwie wstrzymuję oddech, biorę parasol, chociaż silny wiatr gwałtownie podrywa się i za chwilę opada. Irlandio, och proszę. Siadam na progu i przyglądam się przechodniom, malowanym ptakom. Bilet w jedną stronę ma swoją wartość. W rzeczywistości każdy tutaj śpiewa po swojemu. Mimo cienkich podeszew nie odczuwam już różnic w grubości kamieni, chodzi się tak samo. Dniem i nocą. Dlatego podpisuję kolejną umowę na wywożenie śmieci i mówię podwójnym językiem. I chociaż nie mam telewizora, w wolnych chwilach idę pogadać z sąsiadką o kinematografii, później przystępuję do dzieła. Z odzyskanych cegieł układam kształt drogi, która prowadzi do samouświadomienia. Pozostaje jeszcze kwestia kółek, które zapadają się w mokrą ziemię, z trudem wyciągam na jezdnię zielony kubeł. Później przejedzie autobus, po nim chłopaki opróżnią pojemniki. I tak skutki erozji odczują późniejsze pokolenia. Jednak coś pozostawię po sobie, coś. W całej tej historii najważniejsze jest myślenie o innych, później o sobie.


Felieton ukazał się w 5 numerze eleWatora

czasopismo dostępne jest Empikach i na stronie wydawnictwa Forma

w tym samym sklepie przy okazji można kupić moją książkę :P

13 komentarzy:

  1. Z początkiem Twojego felietonu mam problem, jak ta lala - odkąd mieszkam w mieście, zamknięta w 27 metrach kwadratowych jedyna przestrzeń odnajduję w sieci - nawet na spacer odbiera chęć, bo dokąd skoro wszystko jest nieznane, a ja nieznanego raczej się boję, gdyż jakiś czas temu straciłam odwagę do poznawania Świata.
    Też staram się utylizować , oddzielić korek od butelki - może komuś uratuje życie ta torebka wypchana plastikiem? Zawsze jest nadzieja :)
    Telewizor - większe przekleństwo niż Internet. Trzy lata z niego nie korzystałam, teraz się pojawił i siłą rzeczy rozprasza moją uwagę, gdy próbuje się skupić na tym co ważne. Tak mija dzień, praca męczy, bo przecież nawet w jednej setnej nie pokrywa się z aspiracjami, zainteresowaniem nie darzę jej żadnym po za tym, że mam mnie utrzymać. W sumie po spędzonych nad nią paru godzinach czuję do siebie obrzydzenie i ból gardła. Chyba wrócę do pizzerii, przynajmniej wiem czego się spodziewać.
    Co do zakończenia. Niby najpierw trzeba myśleć o innych, a potem osobie... choć krążą również opinie, że jeśli nie pomyślisz najpierw o sobie, jak uratujesz Świat? Staram się myśleć o jednym i drugim, choć mętlik potrafi z tego powstać burzliwy :)
    Tym sposobem wypisałam się troszku, może nawet z sensem. "
    Czekając na Malinę" powoli zgłębiam, powoli, bo ciszy nie wiele, a ona dla mnie przy tym zgłębianiu jest najważniejsza. Robisz mi mętlik w głowie, ale pozytywny.
    Tym optymistycznym akcentem zakończę, zanim z komentarza zrobi się powieść.
    Pozdrawiam, jak zawsze serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dałaś mi do myślenia, robimy sobie mętlik w głowie :)

      pozdrawiam

      Usuń
  2. Nieważne, jak ktoś zaczyna. Ważne jak kończy:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja zawsze mam problem co wrzucić, a czego już nie. Do szkła zawsze wędrowały potłuczone talerze i filiżanki. A jednak nie można. Porcelanę wrzucamy do ogólnego pojemnika.
    Ulotkę włożyłam w antyramę i stoi na szafce w kuchni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porcelana to nie szkło :) właśnie

      tutaj segracja przebiega spokojnie i płynnie, ale bywają ludzie, którzy brązowe szkło wrzucają do zielonego, ech

      Usuń
  4. "Ktoś próbuje wyliczyć, ile szczeknięć mieści się w godzinie, ktoś przekonuje, że powinnam polecić na Islandię, ktoś nie widział zdechłych ryb" - napisać zdanie tak szczegółowe, a tak uniwersalne to naprawdę sztuka. Ja wczoraj napiłam się piwa, choć nie pijam piwa, nie lubię piwa. No i masz, gardło mnie boli teraz. Alkohol to zło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego staram się pić okazjonalnie :) jak pomyślę o konsekwencjach, rezygnuję i już

      dziękuję za poczytanie :)

      Usuń
  5. a nam pojemniki na recycling zabrano i kazano wrzucać toto w zielone, przezroczyste wory, które nie wytrzymują ciężaru zawartości. przerasta je to.
    i potem wystawiasz taki przezroczysty wór i wszyscy widzą, co żresz i czym się myjesz. straciłam serce do tego biznesu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że u nas nic takiego nie nastąpi

      kiedyś dawno temu były worki, więc mam nadzieję, że temat worków nie wróci

      Usuń