Obrazy zlepione od liźnięć; kiedy macham nimi
nad ranem w otwartym oknie, ruch pozwala zaistnieć
zanim się obudzę – słowami, początkiem w zegarku
– siatka zaciska się i wnika w podłogę w resztkach
wywiniętych skrzydeł, choć w zestawieniu – aplikacja.
Z zamyślenia wyrywa mnie pani w różowej spódnicy,
symbolicznie otwiera drogę, wkleja się pod język,
szczypie w podniebienie, więc krytykujesz plecione
warkocze, wyciągnięte rękawy,
chciałbyś, żeby równocześnie szczekała
i warczała.
Wyrastasz z jej ramion - spod łopatek oderwana metka
z rozpisaną lirycznie aluzją. Wilgoć, pleśń i resztki śliny
rozkładają swoich i zapożyczonych bohaterów.
W szczerości odkrywają nowe, niezbędne do śmierci
bóstwa, przynoszą im owoce. Smakujesz.
jakby obraz zaczerpnięty ze snu, jakby ze snu mojego...
OdpowiedzUsuńTak, piękny obraz :)
UsuńAle wizja, że aż się pogubiłem, gdzie ona, a gdzie on:-)))
OdpowiedzUsuńNie dziwię, że Platon chciał z projektowanego przez siebie państwa wykluczyć poetów /śmiech/.
I życie byłoby prostsze... wiem wiem :P
UsuńTwoja poetycka wizja kazała mi Cię zobaczyć w porannym szlafroczku gimnastykującą się machaniem obrazów w otwartym na owce oknie :))
OdpowiedzUsuńPiękna wizja :)!
Noo, Ty masz ciekawsze wizje ode mnie :) Buziak
UsuńMiewac takie sny to dopiero odpoczynek!Pieknie
OdpowiedzUsuń