Basia Bednarczyk |
jest czymś w rodzaju nut: kołysze, jakbym mogła
nie życzyć sobie scen, które wymazują się nad ranem.
Jest w nich coś więcej niż w zakamarkach: rozbudzona
kiść kwaśnych winogron spływa smakiem kościelnego wina,
skostniałe sakramenty przyswajam z powietrza albo gazet.
Zaciągam się chwilą w monografii trudnej do tłumaczenia:
kiedyś ciotka organizowała po dziewiętnastej spotkania
i nie biały kruk wydziobywał powierzchnię z emocji,
a okruchami zajadały się raczkujące dzieci, Dzisiaj mówię:
masz mój stosunek i odejdź - skutecznie, na zawsze.
Ostro cięta krawędź i złuszczona farba nie przypominały
o trzęsieniu ziemi, wodnych fałdach- malowane pod dach
ugry, duże okno z miękkiego drewna. W przejściu
śpiewałyśmy czytając interwały jak napisy,
których w dzieciństwie nie rozumiałam.
Weszłam w Twoje pisanie i popłynęłam z nurtem. Niezwykłe jest to, że Twój tekst żyje i pokazujesz, jaki jest dynamiczny, dopieszczasz go na "naszych" oczach - to jest takie prawdziwe - cuda na wyciągnięcie ręki:)
OdpowiedzUsuńBudzę się i widzę inaczej, słucham, nasłuchuję... i nie upieram się jak osioł :) dziękuję
Usuńmalowniczo
OdpowiedzUsuńBędzie bardziej...
UsuńMargo pisze idealnie
OdpowiedzUsuńBeatko, pięknoto :*
Usuńto jest musujące jak szampan!
OdpowiedzUsuńLubisz?
Usuń