Nie mamy czasu dla siebie, ona lepiej wiedziała
jaką widokówkę wysłać i jak dużo opowiedzieć,
żeby wynająć dom bez irytujących szczegółów.
Z widokiem na mokrą Shannon.
W ogrodzie zabrakło zielonego pojęcia, co zagrabić,
skąpo wije się bluszcz, agawy od wczoraj nie unikają
słońca. Trudniej się wspinam po schodach,
poznaję cykle, w których nie spłodzę dzieci.
Śniadanie - jajka z grzankami. Potem rozczesuję włosy
nie dotykając skrzydeł i zawsze dzwonek u drzwi
wprawia we wstydliwą egzaltację, jakbym miała coś
z blondynki tańczącej z rudymi dziewczynami.
Codziennie doświadczam jej coraz bardziej intensywnie, zastępuje intensywne przeżycia sprzed dawno, dawno temu :)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
"Zielone pojęcie" to... świeżość.
OdpowiedzUsuńZapewniam cię, że nie masz nic z blondynki. Nie znaczy to że nie możesz tańczyć z rudymi dziewczynami;)
OdpowiedzUsuńWyjątkowo pięknie ułożyły się słowa.
OdpowiedzUsuńDelikatne to dzieło, płynne.
Oj tam. Super napisane i tyle :-)
Słowa rzeczywiście układają się jak tak lala, "bez dotykania skrzydeł".
OdpowiedzUsuńtakie troche moje..
OdpowiedzUsuńcudne..tylko Małgosiu..coś zbyt często martwisz się przemijaniem..Ty będziesz wieczna:)))
OdpowiedzUsuńBardzo przejmujące...
OdpowiedzUsuńSzczególnie spodobało mi się to o ogrodzie... i zielonym pojęciu! Wspaniałe...
P.S. Och, wiem coś o snach, które zostawiają ślad w głowie, w duszy :) W zasadzie to już są wtedy Sny...
A cukinię z grilla kocham!! Taką wykąpaną w oliwie z ziołami... mniam! :)
Natarta czosnkiem :)
UsuńCUDOWNIE PIĘKNY WIERSZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! BUZIAK!A.
OdpowiedzUsuńDziękuję mili za poczytanie i zrozumienie mnie :)
OdpowiedzUsuń