poniedziałek, 11 czerwca 2012

Z dnia na dzień



Nie mamy czasu dla siebie, ona lepiej wiedziała
jaką widokówkę wysłać i jak dużo opowiedzieć,
żeby wynająć dom bez irytujących szczegółów.
Z widokiem na mokrą Shannon.

W ogrodzie zabrakło zielonego pojęcia, co zagrabić,
skąpo wije się bluszcz, agawy od wczoraj nie unikają
słońca. Trudniej się wspinam po schodach,
poznaję cykle, w których nie spłodzę dzieci.

Śniadanie - jajka z grzankami. Potem rozczesuję włosy
nie dotykając skrzydeł i zawsze dzwonek u drzwi
wprawia we wstydliwą egzaltację, jakbym miała coś
z blondynki tańczącej z rudymi dziewczynami.


11 komentarzy:

  1. Codziennie doświadczam jej coraz bardziej intensywnie, zastępuje intensywne przeżycia sprzed dawno, dawno temu :)
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. "Zielone pojęcie" to... świeżość.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapewniam cię, że nie masz nic z blondynki. Nie znaczy to że nie możesz tańczyć z rudymi dziewczynami;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyjątkowo pięknie ułożyły się słowa.
    Delikatne to dzieło, płynne.
    Oj tam. Super napisane i tyle :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Słowa rzeczywiście układają się jak tak lala, "bez dotykania skrzydeł".

    OdpowiedzUsuń
  6. cudne..tylko Małgosiu..coś zbyt często martwisz się przemijaniem..Ty będziesz wieczna:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo przejmujące...
    Szczególnie spodobało mi się to o ogrodzie... i zielonym pojęciu! Wspaniałe...


    P.S. Och, wiem coś o snach, które zostawiają ślad w głowie, w duszy :) W zasadzie to już są wtedy Sny...
    A cukinię z grilla kocham!! Taką wykąpaną w oliwie z ziołami... mniam! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. CUDOWNIE PIĘKNY WIERSZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! BUZIAK!A.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję mili za poczytanie i zrozumienie mnie :)

    OdpowiedzUsuń