Nie pamiętam, kto był córką piekarza,
Y przynosił chleb. Oranżadę zawsze babcia.
Tylko żołnierze byli silniejsi, kiedy obsiadaliśmy
schody, po zupie na kościach lub zacierkach na mleku.
Ograniczaliśmy się do śpiewania refrenu,
dzisiaj każdy nuci słowa w języku,
który po swojemu odmienia. Czytam listy, aż gasną
światła.
dzisiaj każdy nuci słowa w innym języku - istna wieża Babel.
OdpowiedzUsuńtak, dokładnie
UsuńPiękny, jak stara fotografia.
OdpowiedzUsuńNie wiem gdzie podziały się listy z mojego życia. Ukryłam je zbyt dobrze przed sobą?
Czy dzisiejsze poczucie wspólnoty jest inne?
Bo niemożliwe żeby w ogóle go nie było. Mam taką nadzieję ...
Myślę, że bardzo się podzieliło, a ludzie nie mają do siebie zaufania :*
UsuńNie dostawałam w życiu zbyt wielu listów, i jakoś rzadko bujam we wspomnieniach.
OdpowiedzUsuńKiedyś dostałam sporo ładnych maili, może trzeba je było wydrukować... :)
A ja pisałam dużo i dużo dostawałam, później mi przeszło...
Usuńaaaaaaaaa i publikuj, chętnie poczytam :*
UsuńBardzo refleksyjny, liryczny. Lubię takie wiersze. I ta ostateczna samotność poruszająca.
OdpowiedzUsuńTaki przecinek, dziękuję Arkadiuszu
UsuńLubię czytać listy, z braku normalnych papierowych, pachnących nawet te elektroniczne. Nawet jeśli sa w różnych językach:)
OdpowiedzUsuńNo wiesz, z braku laku... też lubię
Usuńjestem koszmarnie sentymentalna...trzymam stary pamiętnik i listy od chłopców, zeszyt z moimi opowiadaniami o miłości, wierszami i zeszyt z aforyzmami oraz tekstami spisanymi ze ścian... :)
OdpowiedzUsuńTwój wiersz też sentymantalny...batdzo mi sie podoba :)