Włączyłam klimatyzację. Temperatura, mam wrażenie wyższa niż na Bałkanach, tam przynajmniej ciepłe Morze Egejskie i pomarańcze. Tutaj do Bałtyku daleko a czereśni jak na lekarstwo, chociaż nie wiem skąd to powiedzenie, po czereśniach muszę łykać no-spę. Pomijając wszelkie kwestie organizacyjne, podróże kształcą. Po pierwsze, pełny bak w aucie z wypożyczalni, nie znaczy pełny. Po drugie, Hołowczyc gada bzdury w czasie jazdy i mapa papierowa jednak bywa bardziej pożyteczna. Temperatura w pokoju spadła do 28 stopni, więc piję kawę. We Włoszech i Grecji gorąca kawa espresso przynosiła ulgę. W domu parzy podniebienie i pot cieknie z czoła. Napatrzyłam się na obrazy, rzeźby. Widoki, które sobie serwowałam, były odpowiedzią dla artysty. Nie da się pić wódki w Alpach, gdzie te wszystkie osły brykają po dolinkach, żeby nie zachwycać się okolicą i nie złapać za pędzel, nawet w wyobraźni. Pewnie, że można próbować przenikać tajemnicę malarstwa, czy raczej genezę powstawania okolicznych dzieł i nie tylko, ale bez zabawy i spirytus sanctus, obrzydliwe śmieci wykończyłyby mnie szybciej niż gnijąca wątroba. Jak to jest, że Austriacy i północni Włosi, są przyjacielscy, wszędzie jest miło, czysto, a Grecy krzykliwi, brudno u nich… i ta skłonność do mierzenia wszystkiego swoją miarą. Drą się na siebie i myślą, że nie rozumiem, jakbym była ciemniaczką z Polski, a kiedy się w końcu odzywam i zwracam na siebie uwagę, składają zdania tak nieporadnie, jakby wioska nie należała do nich. Mimo, że brudno w Grecji, da się żyć, tylko nie zapominajcie o spirytusie, można sobie odkazić rankę po wyciągnięciu kolca jeżowca. Chociaż osobiście chodziłam na plażę, gdzie na dnie oprócz piasku nic nie było, a dalej, głębiej kamienie i rafy. A tym, co potrzebny był lans, z drugiej strony miasteczka, gdzie piękne stroje przekrzykiwały się, jak przekupy na poznańskim targu, była tłumna plaża i stamtąd można było przywlec trochę dziadostwa. Nie nadaję się do lizania ran. Żeby nie robić za matkę i kochankę, znikałam i za każdym razem, kiedy w słuchawkach odzywał się lektor z „Norwegian Wood”, na wstępie robiło się błogo i z głosem lektora… sen przychodził stanowczo za szybko. Budziłam się i było ciemno. Jedyne, na co miałam ochotę, to zrzucić z siebie wszystko i wskoczyć pod bawełniano-jedwabne prześcieradło. Wiem, to pewnie była wina spirytus sanctus i dopóki nie przestanę się dziwić, konkluzje będą przychodziły łatwiej, niż ochota na myślenie. I tak spadła temperatura do 27 stopni, krew mi nie zamarznie, ale z domu już nigdzie dzisiaj nie wyjdę :)
takie podróże pozwalają naładować akumulatory na cały rok ;) Grecję zapamiętałam pięknie ale faktycznie, też zwróciłam uwagę na śmieci..
OdpowiedzUsuńA ja w Grecji nie byłam (jeszcze):-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Margo!
Udanych wakacji:-)
żeby swobodnie olewać jeżowce wystarczy pływać w plastykowych klapkach. Przy pewnej wprawie działają jak płetwy. Aby nie uświadczyć widoku śmieci należy omijać Ateny. Grecja jest boska. Dosłownie.
OdpowiedzUsuńNocny - buciki - no jasne, zakupiłam w moim ulubionym kolorze magenta, ale plażę miałam piaszczystą i dno piękne przejrzyste, Grecja ta Grecka, w Prevezie na ten przykład była rajem na ziemi. Masz rację i zgadzam się w całej rozciągłości Twojej wypowiedzi... Grecja bez Aten jest boska!
OdpowiedzUsuńLadybird - morze ciepłe i owoce soczyste, musisz tam być!
OdpowiedzUsuńEuforko - potrafią i to kocham w podróżach :)
Upały, upały, upały - do tego przejrzyste morze i piaszczysta plaża - żyć nie umierać:)
OdpowiedzUsuń..biorę sobie do serca..bo bardzo chcę tam pojechać...lepiej wiedzieć co może rozczarować..żeby potem móc się już tylko zachwycać..a co z grecką kuchnią?
OdpowiedzUsuńnie wiem czy wam tych upałów zazdrościć, czy współczuć?
OdpowiedzUsuńu mnie pada kilk (-naście) razy dziennie już tak ze 2 tygodnie...brrr...
ale cudnie czyta się o tej Grecji!
właśnie taką chciałabym poznać.
Ida, ciepła woda i bezludne plaże - bomba!
OdpowiedzUsuńPchełko - kuchnia, no co mam Ci napisać, wczasy odchudzające - nigdy w Grecji! Przez trzy wieczory jadłam w jednej restauracji, taki jeden mnie w całości pochłonął, a tylko raz mu zaśpiewałam i to sto lat! Pychota!
Czaroffnico - znam wyspiarską pogodę, znam, mieszkałam :)
:) no cudnie! :)
OdpowiedzUsuń