(faza strachu)
– A co, Buniu, jeśli doktor nie zna mojej choroby
i nie będzie mógł mnie wyleczyć, i będę taka niestejburaczka?
Jej policzki płonęły jak pokrojone buraki
przykryte szronem lodowej ściereczki, a ja znowu stałam tam,
gdzie matka traci słowo, a bunia – oddychanie.
Szeptałam: Mikururu jest w tobie, to znaczy: twoje serce zna las
i nie oddaje go żadnym gorączkom. A lis śpi w twoim brzuchu,
rudy i czuły, pilnując, byś nie wymknęła się
z tego świata przez uchylone okno.
Pytania były jak deszcz w japońskim śnie – bez końca, miękkie,
ciepłe, naukowe w strukturze, liryczne w powtórzeniu:
– Skąd lekarze wiedzą, co nie działa?
– A jeśli nie wiedzą?
– Czy ortolan może chorować na brak powietrza w piecu?
– A Eugenie, co czuje, kiedy jej babka drożdżowa
opada z gorączki?
– Czy serca też się pieką i rozrywają w milczeniu?
Nie odpowiedziałam. Rozrabiałam zaczyn,
licząc, że ten ruch ręki oszuka śmierć.
Jej dłoń była wilgotna jak świeżo zmyta porcelana,
jej język mówił o niestejburaczce, o chorobie, której nie zna nikt
poza nią. I mną. Teraz już mną.
Bo była tak blisko braku, jak Eugenie przy ortolanie –
wszystko, co piękne i złe, można przecież wziąć do ust
i nie połknąć.
Drżałam o nią, ale nie bałam się. Mikururu mnie chroniła.
A Sophia spała, jej ciało rosło od nowa, pytało dalej.
Świat odpowiadał chałką z kruszonką
i ciszą pomiędzy pytaniami.
Mikururu w lisiej jamie
(faza unstable, czyli dlaczego Sophia chce zostać a scientist)
Kiedy powiedziała:
– Dzisiaj we śnie budowałam szpital dla lisów
i nie mieliśmy skalpela, tylko nożyk do masła,
wiedziałam, że wróciła z daleka,
z miejsca, gdzie niestejburaczki rosną
na cienkich łodygach lęku, z jedną kroplą odwagi
na końcu każdego liścia.
Jej sen był japoński: harmonijny i bez wstydu,
z surowym światłem, które opada jak papier ryżowy
na rany.
– Czy lisy mogą mieć złamane serca, i czy wtedy
się je usypia, czy całuje w nosek?
Jej palce układały się w znaki nieznanych alfabetów,
a ja, Buniu, miałam notować każdy dźwięk:
mikururu,
serzdrżenie,
ciszopuch.
Tak powstał pierwszy rozdział
z podręcznika małego medyka –
wymyślony z gorączki i śmiechu,
z płaczu, którego się nie wymawia
ani nie zapisuje w dokumentacji.
Szeptałam:
– Mikururu jest jak lampka w norze lisa, nie oślepia,
ale pokazuje krawędzie. A ty masz w sobie jamę,
w której żaden strach się nie ukryje zbyt długo.
Pytała:
– Czy to znaczy, że jestem dobra w rozpoznawaniu
trudnych spraw?
– Czy będę lekarką od rzeczy zmyślonych?
Odpowiedziałam:
– Już jesteś.
I zasnęła znów, oddychając przez papier,
który w snach był kołdrą, a w rzeczywistości
moim sercem zapisanym odręcznie.
niestejburaczka
rzeczownik, rodzaj żeński
rzadka, jeszcze nieopisana choroba, której objawy są nieuchwytne dla dorosłych, ale dziecko je zna dokładnie, najczęściej ujawnia się, gdy ktoś boi się, że nie zostanie wystarczająco zauważony, zrozumiany lub ukochany. Może mieć postać gorączki, drżeń lub smutku, który nie mieści się w słowniku medycznym.
mikururu
ruchome pojęcie, rzeczownik osobliwy
wewnętrzna iskra odwagi, której nie widać z zewnątrz, ale która prowadzi przez ciemność jak lis przez śnieg. U dzieci występuje naturalnie, to one uczą dorosłych, jak mówić "nie boję się" nawet wtedy, gdy się drży. Mikururu jest też dźwiękiem wydawanym przez serce, gdy właśnie coś zrozumiało.
serzdrżenie
rzeczownik, rodzaj nijaki
krótkotrwałe drganie miłości, objawia się wtedy, gdy widzisz kogoś śpiącego po chorobie i masz ochotę płakać, choć wszystko jest już dobrze. To też rodzaj wzruszenia obecnego przy zbyt dużym pięknie.
ciszopuch
rzeczownik, rodzaj męski
ptak zamieszkujący zakamarki zabawek i ciszę po dużym hałasie. Jego puch ma właściwości kojące, a jego obecność oznacza, że dziecko odzyskuje spokój. Czasem zostawia po sobie pojedyncze piórko pod poduszką.
Heh, szereg wspomnień przywołujesz, chociaż nie tak wyrafinowanymi słowami się kreślą.
OdpowiedzUsuńCzy serca też się pieką i rozrywają w milczeniu?
Owszem, odpowiadam niepytany, owszem, tak.
No tak, notuję te wszystkie cienie na ścianie.
Usuńkolejne piękne słowa, których dotąd nie zdefiniowano. obecność niestejburaczki wydaje mi się wręcz niezbędna.
OdpowiedzUsuńNiestejburaczka kłania się w pas i przyrzeka nie znikać, póki będą jeszcze słowa do niezdefiniowania.
Usuńoch to cudne te słowa i ich tłumaczenia...
OdpowiedzUsuńej, Margo czy to jest ta książka, dla córki mojej córki ? jeśli tak to ja poproszę :-) pięknie
bo wiesz ja nigdy nie wyrosłam ze słowotwórstwa..
UsuńKsiążka będzie, tylko jeszcze nie wiem gdzie. Szukam wydawcy.
UsuńCo za piękne słowotwórstwo! Żałuję teraz, że nie miałam czasu ani uwagi na notowanie słówek wymyślonych przez moją córcię, kiedy była mała. Niektóre powiedzonka zostały w rodzinie i do dziś ich używamy. Ale sporo zaginęło w otchłaniach czasu.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam dużo mikururu i jak najmniej niestejburaczki.
I żeby ciszopuch roztaczał opiekę, a serzdrżenia zdarzały się ale raczej bez powodu.
Uściski :)))
Cudownie wiedzieć, że gdzieś jeszcze krążą rodzinne powiedzonka. Mikururu dla Was też, z całego serca!
Usuń