sobota, 24 maja 2025

Tatuaż i uprzejmość, czyli o wrażliwości rasistki codziennej




 



Nie zamierzam oceniać wyglądu żadnej kobiety. To nie mój styl i nie moje kompetencje. Nie interesują mnie siwe trwałe, brwi jak krzaki, cienkie, nalana twarz lub pastelowe kamizelki z ortalionu. Nie obchodzą mnie gusty estetyczne, o ile nie przechodzą one cienkiej granicy między opinią a pogardą. Bo tu, proszę państwa, wkracza właśnie rasistka codzienna. Uprzejma, niby-dbała o ład społeczny, oburzona światem, który nie zapytał jej o zdanie zanim pozwolił ludziom tatuować sobie ciała, kochać, kogo chcą, lub – o zgrozo – żyć po swojemu.

Przeczytała, że mam tatuaż. I to wystarczyło, żeby odpalić tę subtelną rakietę nienawiści owiniętą w aksamit. Widziałam jej wpis. Czarny człowiek z czarnym tatuażem – bez sensu, mówi z błyskiem autorytetu w oku. Pomijając już język, który zatrzymał się gdzieś w przedwojennym gabinecie antropologii rasowej, uderza mnie jeszcze co innego – jak łatwo niektórym ludziom przejść od mam swoje zdanie do twoje ciało mnie brzydzi, więc przestań istnieć.

Tu nie chodzi o tatuaże. To pretekst. Dla takich osób zawsze znajdzie się coś obrzydliwego – czyjaś skóra, orientacja, sposób bycia, głos, fryzura. To tylko figury zastępcze dla własnych lęków, niezrozumienia świata i tego, że nie wszystko można kontrolować. Psychologia zna ten mechanizm – projekcja. Socjologia nazywa to systemowym uprzedzeniem, które karmi się własną ślepotą. A filozofia? Ta od Kanta do Arendt przypomina, że człowieczeństwo zaczyna się tam, gdzie kończy się pogarda.

Nie mam zamiaru się tłumaczyć z moich tatuaży. Są moje. Osobiste. Intymne. Nie pytam innych, dlaczego noszą krzyże na szyi, zdjęcia wnuków w portfelach czy brokatowe paznokcie w grudniu. To jest ich ciało, ich historia, ich wybór.

Ale nie, nie będziemy się poznawać bliżej. Z szacunkiem, lecz stanowczo – dziękuję za towarzystwo. Są granice. I nie chodzi tu o tolerancję wobec poglądów – chodzi o podstawowy ludzki szacunek. O granice, które trzeba wyznaczać jasno, zanim ktoś zacznie ci pisać na skórze rzeczy, których nigdy nie chciałaś tam mieć. A przecież, jak widać, są ludzie gotowi cię przepisać na nowo – przez filtr swoich lęków i pogardy.

Więc owszem, mam tatuaże. One nie są twoje. Nie musisz ich lubić. Ale dopóki istnieje coś takiego jak wzajemny szacunek – twoje obrzydliwe zostaje u ciebie w domu, a moje ciało zostaje u mnie.


12 komentarzy:

  1. Różnica między potrójnym podbródkiem, ortalionem, krzyżem i tatuażem jest taka, że ten ostatni jest nieusuwalny lub bardzo trudno usuwalny, i najczęściej jest trwałym znakiem młodzieńczego lub starczego podmuchu bezmyślnego irracjonalizmu. Może budzić przestrach i zdziwienie. A nawet i lekką pogardę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogarda to pogarda, nie ma wersji „lekkiej”, „estetycznej” ani „intelektualnej”. Jeśli piszesz, że coś „może budzić pogardę”, to znaczy, że już się w niej rozsiadłeś. A jeśli dodajesz, że tatuaże „u murzyna” są „bez sensu”, to nie tylko pogarda, to czysty, cuchnący rasizm, i nie da się tego obronić pod pozorem refleksji o gustach czy trwałości tuszu. Nie chodzi tu o tatuaże, chodzi o twoje uprzedzenia, które oblekasz w pseudointeligencki ton. Estetyka nie jest wymówką do dyskryminacji. A język, którego używasz, zdradza nie tylko brak wrażliwości, ale i brutalną zgodę na odczłowieczanie innych. To nie tatuaż, to twoje słowa są nieusuwalnym znakiem irracjonalizmu i duchowego ortalionu.

      Usuń
    2. To chyba nie na mój wpis odpowiedź. Ale proszę się warzyć we własnej zupie. Powodzenia.

      Usuń
    3. Nie, to dokładnie do Twojego wpisu. Tego, w którym z pogardą oceniasz czyjeś ciało i decyzje, nazywając „obrzydliwą” osobę, której nawet nie znasz. To nie jest zupa, w której ktoś „się warzy”, tylko brud, który rozlewasz słowami, myśląc, że anonimowość daje Ci prawo do dehumanizacji. Twoje „powodzenia” brzmi jak drwina, nie zapomnij dopisać sobie do CV: specjalistka od moralnego plugastwa i szyderstwa w komentarzach.

      Usuń
    4. czyli znasz anonimową specjalistke od plugastwa.

      Usuń
    5. Taaa, u Ciebie też się plątała.

      Usuń
  2. u mnie łatwo znaleźć informacje o mojej niechęci do tatuaży. i komentarze o wytatuowanych murzynach też się trafiły. ale o Twoich nic nie pisałem ( i nie zamierzam), więc pewnie to przypadkowa zbieżność. albo u mnie znaleziony Twój komentarz. przykro mi, że stałaś się celem dla kogoś. ja pisząc unikam precyzyjności opisywanych postaci, żeby nie czuły się urażone, gdyby przypadkiem zajrzały do lusterka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że masz swoje zdanie o tatuażach, i mam do tego szacunek. Ale tu naprawdę nie chodziło o tatuaże. Ktoś, podszywając się pod intelektualny komentarz o „irracjonalizmie”, napisał wprost, że jestem obrzydliwa, a potem dorzucił rasistowski tekst o „wytatuowanych murzynach”. Nie ma przypadkowości w takim spleceniu obrzydzenia z pogardą rasową, to przemoc ubrana w słowa.

      Usuń
  3. och jak ci zazdroszczę tatuazu, bym zrobiła od zaraz teraz juz. tylko mam bardzo niski próg bólu...kurcze. ale może się wreszcie odważę :-)
    wiesz ja sobie zdaję sprawę z przekraczania przez mnie granic...ale mam juz na prawdę Margo dość tej głupoty.... nie w wyglądzie oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój nie był impulsem, tylko powolnym dojrzewaniem do zgody na siebie. A co do głupoty, rozumiem cię aż do kości. Czasem aż chciałoby się wykrzyczeć światu: „Czy wy naprawdę nie widzicie, jak nieludzko to brzmi?”. Ale właśnie dlatego potrzebujemy siebie nawzajem, żeby nie zdziczeć od samotności w myśleniu.

      Usuń
  4. Ewa Henry-Dawson29 maja 2025 18:42

    Nie pojmuję jak czyjś tatuaż, o ile nie promuje agresywnych treści, może budzić przestrach. Co zas do rzekomych młodzieńczych decyzji to moja matka w 81 wiośnie wytatuowała sobie tęczę na przedramieniu. Za każdym pobytem w szpitalu wzbudza zachwyt personelu 🌈👵🏻

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. Piękna opowieść o Twojej mamie z tęczą na przedramieniu, tak wyobrażam sobie prawdziwy gest wolności i radości życia. Tym bardziej zbulwersowało mnie, że autorką tego obrzydzonego komentarza była poetka, ktoś, po kim można by się spodziewać większej wrażliwości na różnorodność znaków ciała, historii wpisanych w skórę, decyzji, które są osobiste, a często też głęboko symboliczne. Nie chodzi nawet o samą opinię, tylko o ton, bez krzty czułości, bez próby zrozumienia. A przecież ciała też potrafią mówić poezją.

      Usuń