W świecie, gdzie słowa bywają walutą i czułością, coraz częściej obserwujemy zjawiska, które trudno nazwać inaczej niż symboliczną przemocą. Autorzy i autorki, na co dzień operujący precyzją języka, potrafią posługiwać się nim także jak obuchami – bez refleksji, bez wrażliwości, bez granic. To zjawisko nie dotyczy wyłącznie anonimowych użytkowników internetu. Coraz częściej przybiera formę wzajemnych szykan między ludźmi pióra.
Pisarze i pisarki obrażają się nawzajem, drwią z cudzych lektur, tonów, estetyk. Kiedy brak im argumentów – atakują personalnie. Kiedy różnica zdań staje się nie do zniesienia – sięgają po najprostsze narzędzie: inwektywę. Do tego dochodzą inne formy agresji: uporczywe komentowanie, spamowanie, ironiczne lajki czy przeinaczanie cudzych słów w parodię. Wszystko po to, by zranić.
Paradoksalnie to właśnie środowisko twórcze, które tak często odwołuje się do empatii, otwartości i dialogu, potrafi zachowywać się najokrutniej. W miejsce polemiki pojawiają się personalne wycieczki. W miejsce różnicy – rywalizacja. Krytykę zastępuje emocjonalny szantaż, nierzadko podszyty lękiem o uznanie, przestrzeń, grant, widoczność. W imię bycia bardziej literackim wielu zapomina, że wszyscy siedzimy przy tym samym stole – i że różnorodność głosów to nie zagrożenie, lecz siła literatury.
Czasem w tle pobrzmiewa też małostkowość. Niezadowolenie z przebiegu spotkania autorskiego, nieporozumienia wokół promocji, urażone ambicje. Bywa, że pretensje dotyczą rzeczy błahych – pominięcia w relacji z wydarzenia, nieudanej fotografii. W gruncie rzeczy to nie o zdjęcie chodzi, lecz o potrzebę bycia dostrzeżonym, właściwie odczytanym. I choć jest to zrozumiałe, to napięcie wokół widzialności potrafi przerodzić się w milczącą, nieustanną licytację – na zaproszenia, wzmianki, nominacje. Jakby godność twórcza mieściła się w kilku pikselach i paru słowach.
Najtrudniejsze jest jednak milczenie tych, którzy to wszystko widzą. Z lęku przed utratą kontaktów, z obawy przed ostracyzmem, nie stają w obronie atakowanych. To również forma współudziału – pasywna zgoda na przemoc symboliczną.
Dlatego trzeba o tym mówić. O tym, że słowo może ranić bardziej niż cisza. Że można się nie zgadzać, nie odbierając komuś człowieczeństwa. Że można mieć inny gust, nie obrażając cudzych wyborów. Że można być twórcą – nie krzywdząc innych.
Nie chodzi o cenzurę. Chodzi o odpowiedzialność.
Nie chodzi o spokój. Chodzi o etykę słowa.
Nie chodzi o poprawność. Chodzi o przyzwoitość.
Nic dodać nic ująć. Ważny głos. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci serdecznie. Pozdrawiam równie ciepło — dobrze wiedzieć, że niektóre słowa trafiają.
UsuńNikogo ze środowiska literackiego nie znam; znałem jednego kiedyś, ale umarł.
OdpowiedzUsuńTo i tak coś — zostaje ślad. I może właśnie te pojedyncze ślady są czasem bardziej znaczące niż całe salony. No wiesz.
Usuńokropne co piszesz. posiłkując się logiką - nie da się przeczytać wszystkiego, bo ludzie piszą więcej, niż da się przeczytać. zniechęcanie kogokolwiek do czytania, to jak kopanie sobie grobu. niech czytają co tylko się da, bo może przeczytają i tego, co na marginesie usiłuje coś konstruktywnego zrobić.
OdpowiedzUsuńjeśli ścierasz się z takim światem, to znak, że świat stracił coś, co znane było pod hasłem "chłopski rozum". warto z niego korzystać, kiedy z zewnątrz docierają absurdy. myślenie nie boli, a jeśli tak, to znaczy, że myślimy nie o tym, o czym warto myśleć.
Chłopski rozum i intuicja — to często więcej niż cały aparat analiz.
Usuńto chyba taka ludzka natura Margo.
OdpowiedzUsuńpaskudna. żeby ranić. tym bardziej przykra, że to ludzie wrażliwszy od reszty, przynajmniej w założeniu, w teorii...
Tak, niestety. I choć człowiek to wie, to za każdym razem dziwi i boli.
UsuńA jeszcze gorzej to wszystko brzmi w świetle najnowszych wydarzeń. Nie czytałam wczoraj, a po dzisiejszym to już tylko milczenie. Dziękuję za Twój głos.
OdpowiedzUsuńZnam to uczucie — że pewne rzeczy, usłyszane dziś, po prostu nie mieszczą się już w słowach.
Usuń