Sophia mówi: Babciu, oddychaj, powoli, oddychaj. To był rok klinicznych korytarzy, gdzie czas płynął jak lepki makaron – rozciągnięty, bez końca, z ludźmi czekającymi na werdykt, jak na dźwięk gongu, który decyduje, czy ring jest pusty, czy ktoś nadal walczy. Rok konsultacji, na które szłam z moim mężem jak na egzekucję, nerwy rozpięte, jak pranie na mrozie, które zamarza, zanim zdąży opaść.
Patrzyłam na twarze, obce i bezbronne, a zarazem tak znajome, jakbym widziała w nich siebie. Anonimowość koiła – nie trzeba było mówić, skąd ta bladość, ale też kaleczyła: cisza zawsze pozostawia szpary, przez które przecieka coś bolesnego. Czasem płakałam w łazience, pisałam wiersze – o głodzie fizycznym i tym, który człowiek nosi w sobie, głodzie, który nie daje spać.
Szpitalne rytuały – choćby szukanie miejsca parkingowego. To ruletka dla serca; wciąż się dziwię, że nie pękło pod presją. W chwilach ciszy znajdowałam smaki, jak ten pieczonej marchewki z czosnkiem i orzeszków piniowych. To balans – piekło i kremowa pasta na jednej kromce. W międzyczasie obejrzałam wszystkie sezony Slow Horses, kupiłam rodzinny pakiet Spotify, a Lord of the Rings towarzyszył moim codziennym marszom wokół osiedla. Głos Andy'ego Serkisa był jak plaster na chaos, który wypełniał resztę dnia. Malowałam – akwarele, rozwadnianie rzeczy, których nie dało się nazwać, a między pociągnięciami pędzla projektowałam okładki, składałam książki, drzewo genealogiczne sięgające XV wieku, struktury, które trzymały mnie w całości, gdy reszta świata rozpadała się w pył.
Dołączyłam do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, co brzmi jak wielkie osiągnięcie. Ale prawda jest taka, że wtedy mój organizm wywiesił białą flagę – dwie doby w nieprzytomności, pod kołdrą, która bardziej przypominała kokon. Rok pełen kontrastów. Na rocznicę ślubu nie kwiaty, lecz farby, i pędzel – właściwie ruda kita, którą kocham tak, jak nie powinno się kochać rzeczy martwych. Dzieci z przedszkola przynosiły bakterie jak listy z frontu, ale ja zamieniałam to wszystko na akwarele i ironię.
Mąż, próbując oderwać się od rytuałów pobierania krwi, które zawsze wydawały mi się groteskowym rodzajem pokuty, zaprojektował i zbudował dla mnie szafę z orzecha. Map chest – tak nazywa się ten wynalazek, z dziewiętnastoma szufladami, w których układam swoje prace, papiery, odłamki codzienności zamknięte w precyzyjnej strukturze. Szuflady przesuwają się z cichym szelestem, jakby były w stanie przechować coś więcej niż tylko papier – może wspomnienia, może to, czego nie zdołam nazwać. Każda z nich, to drobny triumf nad chaosem, który w tym roku wydawał się tak wszechobecny.
Trwa wojna, trwa życie, trwa chaos. Ale gdzieś w międzyczasie wciąż patrzyłam na liście i kwiaty, zbyt piękne, by je ignorować, zastanawiając się, czy to wszystko ma sens.
Wydałam szóstą książkę poetycką, żyła przez trzy tygodnie, a potem świat zapomniał, jak to robi ze wszystkim. Jednak był to też rok pojednań – spotkałam artystkę, którą kiedyś podziwiałam. Wróciła na moją orbitę. Festiwal, rozmowy – przypomniały mi, jak to jest, gdy przestrzeń między ludźmi nie wypełnia się pustką.
Ale był to też rok strat. Odejście Romy Jegor w październiku 2023, zanim zdążyłam powiedzieć wszystko, co chciałam. I ostatnia, bardziej osobista śmierć – męża mojej ukochanej lekarki, tej, która uratowała życie mojej córki. Są straty, które niosę jak kamienie, choć wiem, że to jedyny cykl, jaki znamy.
W jednym z czasopism literackich opublikowano moje zdjęcie bez podania mojego nazwiska jako autora. Na prośbę poety, któremu udostępniłam fotografię, zrezygnowałam z interwencji, choć uważam takie działania za skrajną nieuczciwość i brak szacunku dla pracy twórczej.
A menopauza? To żart, który można pojąć tylko wtedy, gdy cię dotknie. Ale w tym wszystkim nadal oddycham. Sophia powtarza: Babciu, oddychaj. I to chyba mój największy sukces.
Twój mąż, to artysta, piękna ta orzechowa szafa...
OdpowiedzUsuńczy sprawa szpitalnych rytuałów jest poważna? Margo. i ten smutek.
uciekam od niego.
Wspólczuję strat, bardzo. przytulam.
Sprawa wyjaśniła się dopiero w Polsce. Moim zdaniem problemem był brak komunikacji między szpitalami – wystarczyłoby przeanalizować wyniki krwi z całego roku, aby zauważyć zmieniające się parametry. Na szczęście, dzięki mojej zaprzyjaźnionej lekarce, która od 34 lat uczy mnie, na co zwracać uwagę, umówiłam wizytę z odpowiednią specjalistką, która wdrożyła właściwe leczenie. Smutek – trudno od niego uciec, ale pracuję nad tym. Dziękuję za troskę :)
Usuńszafa jak marzenie. zdolna bestia z Węża.
OdpowiedzUsuńoddychaj - najlepiej powoli i bez bólu.
O tak, mąż robi dla mnie piękne rzeczy, ja dla niego piszę wiersze i maluję akwarele. Oddycham, dziękuję.
UsuńOddychaj Margo❤️ (ade)
OdpowiedzUsuńTak Olu :) uściski ❤️
Usuń