Okazuje się, że Jakub Jarno to kolejny Paulo Coelho, wystawiony ze swoją książką na cenzurowane przez czytelników jako zbiór klisz i frazesów. Jego debiutancka powieść, wydana z wielką pompą i promowana, jakby autor miał już w kieszeni Nagrodę Nobla, wzbudza moje mieszane uczucia – więcej w niej marketingu niż literackiego powiewu świeżości. Krąży przy tym informacja, że Jarno to pseudonim artystyczny – kolejny zresztą – za którym kryje się znany pisarz, przez wielu postrzegany jako grafoman. Jeśli wierzyć opiniom, autor ten tylko przypieczętował swój kontrowersyjny wizerunek wydaniem Światłoczułości.
Cóż, pisarze chyba czasem się nudzą albo po prostu uwielbiają zamieszać kijem w mrowisku. A czytelnik? Staje się świadkiem kolejnej literackiej gry – trochę zaintrygowany, trochę zmęczony. Być może to ironiczny komentarz do współczesnego rynku wydawniczego, a może tylko próba podsycenia gasnącego zainteresowania twórczością, której brakuje autentyczności. No i wychodzi, że zachwycony debiutem czytelnik, to zwykła gapa. Uwielbiam, jak pisarz robi mnie w bambuko.
A skoro o gapach mowa, to właśnie czytam wnuczce książkę Jak Gapa został pilotem Roberta Zawady. To ciepła, pełna humoru opowieść o chłopcu, który marzył o lataniu, choć wszyscy wokół widzieli w nim jedynie niezdarę. Gapa, bo tak go nazywano, mimo początkowych trudności i wrodzonego roztargnienia, udowadnia, że dzięki wytrwałości i odrobinie wsparcia można osiągnąć nawet najbardziej ambitne cele.
Szczególnie ujęły mnie postacie drugoplanowe – nauczyciele, którzy wbrew pozorom nie tylko karcą, ale również pomagają Gapie odnaleźć swoje miejsce w świecie. A sama historia, choć osadzona w dziecięcej wyobraźni, przekazuje ważną lekcję: każdy ma szansę wzbić się ponad swoje ograniczenia.
Sophia nie chce chodzić do szkoły, dzisiaj często podkreślała, że w styczniu tam nie wraca, jakby się asekurowała – uprzedzałam. Wieczorem, po kilku rozdziałach oświadczyła, że jednak warto chodzić na lekcje. Wygląda na to, że Gapa i na nią zadziałał – ot, książka, która przypomina, że czasem małe rzeczy mogą zmieniać wielkie decyzje.
co jest z tą szkołą nie tak? i ja i dzieci nie lubimy a przecież i ja i dzieci lubimy ...siebie. a może to szersze pytanie, co jest z tym życiem nie tak ? po co to wszystko? po co więcej? po co dalej, wyżej, szerzej ???
OdpowiedzUsuńno i mówisz że książka cię zrobiła w bambuko czy autor i czy warto? Margo czy warto przede wszystkim, bo mój stos rośnie...
Światłoczułość jest dla mnie trochę jak disco polo (jeśli chodzi o treść) – może ma swój rytm i na pewno znajdzie odbiorców, jak wszystkie książki Mroza, ale na mnie to kompletnie nie podziałało. Mam też poczucie, że zostałam zrobiona w bambuko, bo gdybym wiedziała, że marketing stoi za wypromowaniem tej książki, wybrałabym inną.
Usuń