Z rozszarpanych wnętrzności, ktoś wywróżył mroczne dni.
Bitumiczne pokrycia dachów rozsypują się i stają ściółką
dla krwi związanej z ziemią. Skurczona od słońca,
wypalona do ostatniej zielonej ostoi.
Wciąż będziemy się dzielić, odgradzać,
schładzać kosztem drzew, metali ciężkich
i szybujących ptaków. W zatrzymanych kroplach
przetrzymamy skamieniałe odchody, gdzieś za domem.
Mój śpiew, suchy i bezdźwięczny, będzie trawił ślady.
Pęczniejące norki, lekkie nitki wplecione wokół przynęty.
Czekamy i snujemy podkolorowane opowieści z letnich książek,
które w stosach wznoszą się wokół łóżka. Wolne piosenki,
lniane spódnice, nagie pola. Ktoś powiedział,
że jego ulubione miejsce przepadło.
Prowadzę to zakończenie z niczego,
paznokieć rozdrapuje zaschniętą czerwień.
Roznosi się w okrągłych słowach,
z podniebienia na podniebienie.
smutno.
OdpowiedzUsuńoraz konweniuje z moją letnią lekturą: Korona krwi i śniegu. Cherezińskiej.
Poza tym ściskam mocno już na miejscu. i w obiegu internetowym, którego byłam pozbawiona. Teatralna
Wezmę się za Twoją lekturę, po powrocie, ściskam kochana.
UsuńDziś rozmawialiśmy o pielęgniarce... Straszne.
OdpowiedzUsuńEch...
Usuń