Krew z naderwanego wędzidełka miesza się z jedzeniem
– duchowy gwałt nie jest oznaką romantyzmu,
zaczynam rozróżniać zagmatwanie.
Przyjdziesz, chociaż dzwonek nie zamelduje gości
(buty w złym guście, szaliki w mdłych kolorach), przestaniesz grymasić
– zostawię otwarte drzwi. Znajdę przyjemność w zapełnianiu
milimetrowych linijek, a jednocześnie wymarzę mężczyzn i kobiety
o tych samych znamionach. Zasnute pajęczynami okna, kruche resztki
skrzydeł – wykluły się i zaraz pokryły kurzem. Gdybyś mogła wypełnić pokój
bąbelkami powietrza – ścieżkami biegną dyszące ryby. Słyszysz pluskanie?
Wyciągają pyszczki aż poczują wodę. Skurcz żołądka,
czarny, wilgotny. Brudne ręce, piasek z zapchanych odpływów,
nagle widzę siebie z żelazkiem. Prasuję koszulę i unoszący się zapach
mgły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz