I znowu złapałam się na tym, że zaczęłam się angażować w pomoc komuś, kto mojej pomocy nie potrzebuje. Szybko postawiłam się do pionu, wyprostowałam palce, rozmasowałam kark. Zaprzyjaźniłabym się nawet, tylko po jakie licho. W nocy latam, ukrywam się w zielonych koronach drzew. Przypominam sobie ten sen, jak inne życie, jakbym była tu i tam. W podróży, w niekończącej się ucieczce, a od świtu nieobecna w tym życiu. Na końcu łóżka, przyglądając się fotografiom, które zawiesił na ścianie Paddy. Jak muszę wyglądać, kiedy patrzy na mnie ktoś obcy, nie znający mojej barwy głosu...
bardzo dobry tekst Margo. I tytuł zwłaszcza mnie zafrapował i jest doskonały....bo ja nie mogę się rozkurczyć, normalnie fizycznie i psychicznie zwłaszcza.Barwa głosu może sporo wnieść ale czy zmienić?
OdpowiedzUsuńteatralna
UsuńZmienić pewnie niewiele, ale ja cierpię z powodu dźwięków, więc przykładam sporą wagę do barwy z powodu tej nadwrażliwości.
Usuń...mojej pomocy nie potrzebuje...😥 Może potrzebuje?...
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się, nie wydaje :*
UsuńTo mój tekst, Margot. Napisałaś go dla mnie dzisiejszej.
OdpowiedzUsuńTak siostro, trzymaj się :*
Usuń