niedziela, 19 marca 2023

Chodzę za życiem


 

Każdego dnia upija łyk.
Tłumaczę się, że nie mogę dotrzeć do domu artysty,
ani do swojego.

Coś kręci i wtedy trafiam
w wymyślony sen, w historyjkę o lalkach
znalezionych w śmietniku. Wiarygodny
i niewiarygodny. Rozmawiamy

o resztkach muszli w kieszeniach
(zebrane w trakcie sztormu nad oceanem),
a może wciąż drobię palcami
muzealne eksponaty. Myśli, że się nie orientuję
pośród czterech ścian, sama w sobie.

We wspomnieniach wywracających się na drugą stronę.
Przykładając usta do filiżanki z gorącą kawą
przekładam trybiki, strony gazet. Przywracają pamięć,
chociaż nie potrafię drugi raz odczytać składu zawartości
ze słoika z marmoladą pomarańczową. Buduję w sobie azyl
z pomyłek, numerów domów, tabliczek z nazwami,
które pomyliłam w czasie wieczornych spacerów.

Jabłka gniją w trawie.

9 komentarzy:

  1. jestem i czytam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. buduje azyl...to ładne i adekwatne. Teatru

      Usuń
    2. Bez tego azylu to chyba tylko wewnętrzni grubosze dają radę :)

      Usuń
  2. Margo, w każdym Twoim tekście coś mi wciska jakiś przycisk w sercu. Tym razem przeczytałam coś, co mnie wprowadziło w osłupienie. Jestem bardzo wrażliwa na słowa, na litery. Lepiej się czuję, gdy nie ma napisów na butelce z mydłem czy płynem do mycia naczyń, bo męczy mnie bezustanne zauważanie słów. Docierają do mojej świadomości zawsze, gdy je zauważam. Nie widzę reklam w formie filmu w internecie. Nie wiem, o czym są. Widzę natomiast wszystkie reklamy na budynkach, płotach. Widzę bo są w nich napisane słowa. Może dlatego tak dobrze czuję się zagranicą w krajach, których języka nie znam - widzę tam tylko litery. mało słów. A teraz Ty piszesz o azylu z tabliczek, napisów... Margot, wyjaśnij, proszę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo widzisz, przemieszczam się po bezpiecznych szlakach, ścieżkach, które znam, odmierzam kroki numerami budynków, nazwami domów, bo u nas część domów nie ma numerów, tylko nazwy, np blue house, rose house, a wieczorem, po jakimś czasie (covid) wyszłam i po wycince krzaków odkryłam nowe domy, których nazwy wymyśliłam, a później je zwyczajnie pomyliłam. W tym znanym świecie, czuję się swojsko. I usprawiedliwiam się, bo cierpię na jakąś niechęć wychodzenia dalej, poza określone dobrze znane mi miejsca. U nas nie ma reklam w przestrzeni publicznej, kiedy mówię do córki, że w domu takim i takim rośnie piękne drzewo, od razu wiemy, o którym miejscu mówię. To taka poetyka przestrzeni, obrazów tworzonych ze snów, marzeń i doświadczeń, która rodzi się z umysłu, ale żeby coś zaczęło istnieć we mnie, zbieram najpierw znaki, coś jak u Italo Calvino, który tworzył całe miasta, z wyobraźni, ale z detalami, jakby był w każdym z tych miejsc. No trochę złapałam obsesję na poetykę przestrzeni, wyobraźni. Dopadłam Bachelard'a, i znaczenie słów, język, jakby otwierał się we mnie na nowo. John R. Stiligoe objasnia jak, to działa u Bachelard'a: "Ostensibly modest in compass, an inquiry focused on the house, its interior places, and its outdoor context, The Poetics of space resonates deeply, vibrating at the edges of imagination, exploring the recesses of the psyche, the hallways of the mind. In the house Bachelard discovers a metaphor of humanness." Ten azyl bez numerów, nazw napisów, byłby trudny do przejścia, labirynt bez wskazówek, niekończące się korytarze wyobraźni, wg mnie istnieją dzięki nazwanym miejscom. A to już wystarczy numer,. tabliczka itd. Mam nadzieję, że nie zagmatwałam bardziej.

      Usuń
  3. Wspomnienia czasem potrafią być pięknym kokonem... ;D

    OdpowiedzUsuń