Włóczyłam się trochę ostatnio tu i tam, by zebrać myśli, wyjść w ich kierunku. Słuchałam muzyki, usprawiedliwiałam zapomnienie, niewiele więcej działo się po powrocie do siebie. Bujanie w obłokach i zatracanie. Czy rzeczywiście ludzie lubią talk-show, albo programy, w których obrzucają się błotem, przekleństwami i nie ogarnia ich strach? Gdzieś na zewnątrz gotowi są załamać się i płakać, szlochać, histeryzować. Wygrzebują z torebek pigułki na dobre samopoczucie, lepsze śnienie. Reperują się na chwilę w środku, ale nadal są akrobatami. Kręcą się wolniej, chociaż chwytają każdy oddech, splatają się w jedno z przestrzenią, w którą się wpatrują. Taki drobiazg, zniekształcony obraz, wędrująca po kieszeni dłoń, jakby w ogóle nie było w niej miejsca.
Oby ci pomogło. ;)
OdpowiedzUsuńMyślę o tym, co napisałaś... Zapominam o bujaniu w obłokach.
OdpowiedzUsuńPrzyznaj, że tabletki to jednak bywają przydatne...
OdpowiedzUsuńludzie to rasa skazana na wymarcie...
OdpowiedzUsuńBujanie w obłokach jest potrzebne :)
OdpowiedzUsuńNadal w podróży?
OdpowiedzUsuńWróciłam w niedzielę, ale ciągle coś, jutro napiszę :)
Usuń