wtorek, 18 sierpnia 2020

Wymiana albo spiętrzenie

 




Buduję miasta. Wydaje się, chociaż pozornie,
że ręce nie sięgają Zwrotnika Raka. W ślad za myślą,
wylewami rzek. Przecież mogę się pobłogosławić
i wystrzelić w kosmos. Zapomnieć
o podziale komórek. Otoczenie jest czymś, co się kształtuje
i rozsypuje. Donosi w trzęsieniach ziemi,
z niszczycielską siłą kaprysi i po wszystkim pozostawia pustynię.
Metody stare jak świat. W obrębie siebie
zawsze zostajemy na czyjejś łasce albo brakuje nam odwagi.
Czego chcę?

Ktoś powiedział – ułóż miasto. Stopniowo
zwiększałam odległości. Dekorowałam ulice
rozsianymi w kartonie domami. Leżały na grzbietach,
wielkie żuki albo wieże bez anten. Powódź coś zniszczyła.
Nie tylko uprawy i leśne ścieżki. Powietrze nasycone zgnilizną,
kwitnie pleśń i roznosi się rdza. Miejskie życie.
Tyle o nim wiemy co nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz