Prowincjonalność zawsze była mi najbliższa. Z powodu sielanki, odkrywania przyziemnych spraw, takich jak zapach powietrza, pomruk żuków przelatujących nad kałużami. Cienie, do których można przylgnąć bezkarnie i obserwować kamienie, zwierzęta skubiące trawę. Niespiesznie kręcę się przy cedrach, torfie. Przyglądam metalowym budkom na listy tuż przy wyjściu, a może przy obejściu. Coś mnie tu trzyma, sprowadza blisko ziemi, pędraków. Narażam się trochę i kurczę, kiedy ludzie wygłaszają swoje mówki o nadajnikach, przekaźnikach. Ciągną urazy przez ręce, uszy i szyję. Współczesne przerażenie wyniesione na niedomówieniach, pomówieniach, opartych na źródłach bez źródła. Mam uczucie, że każdy przemawiający bez szczególnego trybu jest gotowy do strzału, do jakiegoś linczu, popychania w przepaść. Ta cwaniakowatość, łatwizna i zbiorowa podmiotowość, przyprawia mnie o skurcz żołądka. Dramat nowoczesnego życia — znaleźć się wewnątrz nauki, ale sprzeciwiać się jej, uszczelniać tę część informacji, która dezinformuje.
Nie ufam tak łatwo innym, wiem, jakie mam pasje i to robię, nie patrzę na innych.
OdpowiedzUsuńprzyjaciele... można książki napisać. Kiedyś się tak zawiodłam, że bałam się nawiązywać bliższe relace. Mam tylko znajomych. Chociaż myślałam, że miałam kumpelę- a to było tylko w jedną stronę, dopóki były korzyści, potem została mgła...
OdpowiedzUsuń"Pomruk żuków" - ładnie napisałaś,aż to usłyszałam. Poza tym, tak, ludzie przyprawiają o skurcze żołądka. Jest gorzej, niż kiedykolwiek przypuszczałam. Ale róbmy swoje 🙂✌️
OdpowiedzUsuńDokładnie! Mnie też koi przyroda, bliskość ziemi, pędraków. Ludzkość, która stawia się ponad naturą, zamyka w hologramowej klatce umysłu. Jakoś nie przynależę.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się tutaj, pod Mimozą.
UsuńLas, las, las... moje Łośno, tamten kawałek Ziemi...
OdpowiedzUsuńi żeby nikt nie przyjechał...