środa, 11 lipca 2018

Bezdech




Przeczytałam kilka piosenek. Wierszy o podróżach w kosmos.
Wędrówki w górę wyczerpują, jak w kółko powtarzane proste
formy, przełożone na języki obce.
Co jest dobre dla mnie, a co dla ciebie? Dotykanie sęków.
Rozerwane palcami włókna przędzy łączą granice, bez których
nie można żyć. Przybliżają nas do słońca. Wbrew sobie,

gdy pewnego wieczoru ziemia zagrała na instrumentach.
Deszcz i wiatr stukał w drzwi. Po drugiej stronie płonęły lasy,
kłębiło, zbliżało się coś, czego nie mogliśmy dostrzec.
Ziemia nie jest naszą własnością. Zielone liście na niebieskim tle,
niewyraźne mruczenie, kiedy daleko od nas dzieci zasypiają
na brudnej podłodze. Matki, pogrążone w modlitwie,
odwracają się do nich.

Światło ma swój ciężar, siłę inkasenta, przez którego toną rzeczy
w oceanie. Znowu jest ciemno. Nieobecność spojrzeń,
potrzeba formowania prostych nazw, żeby niczego nie dostrzec.
Jedni nie mówią prawdy, inni zamykają usta cukierkami.
To jest dla was dobre. Zaprzeczają. Chcą poprawiać niebo,
przesuwać chmury. Dziwne miejsce. Ludzie uprawiają rośliny
jak własne meble. Mordują zwierzęta. Malują twarze, czekają.

6 komentarzy:

  1. Zaiste, Bezdech, we mnie zachwytu. Dyg! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. też zachwycona, maki kocham- ten wygląda jakby zawisł w bezdechu, lub w czasie lub nawet we wszechświecie....

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieobecność spojrzeń mnie najmocniej uderzyła, to właśnie jest to, co rozdziela najwcześniej.

    OdpowiedzUsuń