Koniec z winem za sześć euro, z muzykowaniem nocą. Idę przed siebie, jest mi lżej, nie obezwładnia strach, nie kłują gwiazdy. To kiepski żart, że prążki na spodniach są jak rysy. Przeciągają się, kiedy zaliczam ukąszenia pszczół. Kocham publiczne ogrody, parki, jakkolwiek inne, ale jednak te same. Ludzie przybywają z różnych stron. Rozmawiamy o kardamonie, nieuleganiu włoskim mężczyznom. Może to kieszonkowcy, na końcu wszystkiego znudzeni? Zaczerwieniona próbowałam patrzeć przez deszcz. Monotonny dźwięk na poddaszu. Ćwiczę słowa. Dziwne, w złym guście. Ton na przemian brzydki, uroczy, protekcjonalny. Siedzisz na moim miejscu, grymasisz. Zdejmuję koszulę. Robi się ciasno, jednak to nic zagmatwanego. Kilka prześcieradeł, poszewek, katalog nowych rzeczy.
u mnie mało ludzi z różnych stron, tylko ze swiata postów i komentarzy (też daleko)
OdpowiedzUsuńCzasami lepiej, kiedy nie jest tłoczno, wiec się nie smuć Alis ❤️
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńBez wina i muzyki :(. Będzie smutno a przecież i tak nie jest wesoło.
OdpowiedzUsuńDobrze, muzyka zostaje 🤓
Usuńale zdjęcie piwonii też z próby zapisu ?? moje piwonie jeszcze zakopcowane dlatego pytam, a może to nie jest piwonia?
OdpowiedzUsuńZdjęcie z minionego roku 🌷
Usuń