środa, 19 kwietnia 2017

Zamknięci



Dorocie Surdyk


Woda. Nasiąkanie piasku i żwiru, od źródła.
Trwale wydziergane liście. Trawione przesądami.
Podobno istnieją święci, którzy w przemytych oczach
chorych dzieci - widzą. Różowe figurki z koroną
na głowie.

Krwawe sceny klasycznych filmów. Tunele. Przetarta skóra
na kolanach. Tylko dlatego, że uwierzyłaś w magiczną moc
bezksiężycowej nocy. Nucisz bezustannie skoczne melodie.
Mieszają się z wyciem psów, trzaskaniem drzwi, niezmiennością
odgłosów miasta. Jakby błękit wtarł się w ziemię. Spowił mgłą.
Zakpił z codziennych czynności.

Zwykłe historyjki albo te rozhuśtane, podobne do naszych dzieci.
Bawią się owocami głogu, grudkami gliny. Umorusani po kostki
zielonym mchem. Mówisz, że na skraju łąki wydeptane owcze ścieżki
rozjadą się w czasie deszczu.

Patrzę, jak cienie ze sobą walczą. Ocierają dusza o duszę.
I wymawiam imię pierwszego właściciela ziemi, rozcieram w palcach
pył. Unosi się mgła, opadają nieskomplikowane kryształki słów.
Jesteśmy sobą. W wyobraźni jeździmy na butach
po płyciźnie zmrożonego jeziora. Zanim zacznie kruszeć i pękać lód.
W głowie, w penetrującej ułudę wyobraźni.

luty 2016








6 komentarzy:

  1. "jakby błękit wtarł się w ziemię" ... ah... ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne... i zdjęcia, i słowa. Taki własnie klimat śnieżnym kwietniem mam w głowie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając Twoje teksty i oglądając zdjęcia mam dziwne wrażenie, że tam gdzie jesteś nic nigdy nie będzie suche. Wszystko przechodzi wiatrem znad oceanu. Nawet słowa.

    OdpowiedzUsuń