sobota, 17 września 2016

Muszę cię zakończyć




Czytam owcom i baranom. Dodaję odrobinę tahini
do smaku, szybkiego przełknięcia grudek. Na dnie, w gorącym mleku
migdałowym układają się ulubione słowa. Objadamy nieużytki,
wygrzebane w deszczu korzenie. Młode szkodniki wypływają pierwsze.
Mówisz, że drapią w gardle. Powietrze brązowieje od torfu.

I czytam o sprawiedliwych, ślepej kobiecie, która w letniej wodzie
dręczy palce. Czy można zadręczyć się na śmierć? Z okazji końca.
Ważnej chwili, detali, których nie jest się w stanie dostrzec. Miłość podłączona
do czegoś twardego albo może tylko nam się wydaje, że nadejdzie sen i
zwolni od odpowiedzialności.

Omijasz w nim drogi, jeziora, szpilki wystające z trawy. Rodzi się nowy
trakt. Bez ołtarzy na skrzyżowaniach. Wżerów tak głębokich,
że zboża nie kiełkują. Wtedy dociera do mnie ranek. Pachnący bułkami,
masłem. Kawa i nieproszeni goście. Przerywają lekturę, zaginają rogi.
Ich odciśnięte na blatach linie szorowałam dwa dni.


13 komentarzy:

  1. Zadręczyć się na śmierć można, jeśli ktoś lubi cierpieć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię, kiedy poeci czytają swoje wiersze... Ten autentyzm! Być w tym miejscu! Pozdrawiam Małgoś!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładnie czytasz....słyszałam:*

    OdpowiedzUsuń
  4. A jednak pachnący bułkami :)
    Zmysłowo jest.

    OdpowiedzUsuń
  5. Poranki z kawą i pachnącymi bułkami brzmią bajecznie.
    A nieproszeni goście zaginający rogi i tacy, po których trzeba szorować dwa dni nie byliby więcej u mnie gośćmi...
    No ale ja zołza jestem :)))
    Buziaki
    iw

    OdpowiedzUsuń
  6. Można się zadręczyć na śmierć :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje wiersze obrazowe i ciepłe, widać i czuć w nich "duszę".

    OdpowiedzUsuń