poniedziałek, 11 lipca 2016

Cykl



Kiedy układałeś mnie na wodzie
palce marszczyły się jak liście, których nie zdążyliśmy 
przycisnąć kartkami.  

Dlaczego przez tyle dni nie spadła żadna kropla, nie wydrążyła
miejsca na błyszczącej szybie drzwi? 
Śmiejesz się i miękną mi łokcie, chłonę zapach 
czeremchy, jakbym wierzyła, że odzyskam pamięć 
ciała. Gdybym wierzyła w grzech, straciłabym oddech?

Ufność dłoni, jeżeli linia życia przeciągnie linię śmierci 
przez kciuk, warstwy paznokci. Splątani, 
wysychamy od pierwszego krzyku.
Przez całe życie liczymy, ile razy ktoś zamknął nam usta 
pocałunkiem, rozluźnił nasze pięści.




Grudzień 2013


7 komentarzy:

  1. Za każdym razem, kiedy czytam ten wiersz, mam wrażenie, że wszystko wokół mnie odpływa. Jakby świat był zaprogramowany, a Ty w idealny sposób tłumaczysz te wszystkie zawiłości. I zakończenie, które jest tak moco prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo teraz wszystko jest takie mocne, a może ja mocniej czuję :)

      Usuń
  2. Łał!!!
    Odpłynęłam!
    Piękny....naprawdę piękny....

    OdpowiedzUsuń
  3. Ulotność, wdzięk tego, co trudno wyrazić słowami - udało Ci się to zatrzymać w tym pięknym wierszu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby zawsze był przy nas taki ktoś :*

    I taki piękny wiersz...

    OdpowiedzUsuń