nie poddaję się, nie muszę rzucać
twardymi słowami.
miniaturka o miłości uwiera w kieszeni,
o śmierci leży w szufladzie.
domagam się, proszę, na szczycie chcę
poczuć falliczne kształty,
w których połówki owoców bezradnie błądzą.
nie odkładam cię na bok, nawet jeśli chrapiesz
wybaczam; tabletka, papieros i znowu
tabletka, uśmiechasz się, gdy spoglądam
obnażona. jakbym była jedyną kobietą z Salem
mam uwierzyć, że będziesz,
dopóki świt nas nie rozłączy?
15.01.2010
/ dopóki świt nas nie rozłączy/...nie rozłączy ! piękne ...
OdpowiedzUsuń:*
Usuńpiekne.. ♥
OdpowiedzUsuńAaa wygrzebała Baśka z tej przepastnej szuflady :)
Usuń.."i czy będziesz jeszcze jak otworzę oczy?") uwielbiam zapach kawy.
OdpowiedzUsuńBuziak:*
:) tak, to wciąż trwa
Usuńto dobrze, że miniaturka śmierci leży w szufladzie...pięknie :*
OdpowiedzUsuńdobrze, że nie pod poduszką :)
Usuńpod poduszką nie byłaby miniaturką ;)
UsuńFakt
UsuńNie mozliwe aby smierc lezala w szufladzie..., ale wiersz wszystko przyjmie i nawet milosc uwierajaca w kieszeni.... Smutne, bardzo...
OdpowiedzUsuńJ.
Dobrze, że nie masz takich doświadczeń :)
Usuńnie wiadomo czy dobrze...
UsuńUważasz, że zakonnice powinny zdradzać swoje śluby? Matko i córko
Usuńnieee, wcale tak nie uważam, ale nie uważam również, że brak takich doświadczeń, w kontekście potrzeb Istoty ludzkiej, to dobrze...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWiersz pachnie kawą i miłością ale też przemijaniem. Interesujące
OdpowiedzUsuńZakop tą miniaturkę głęboko w szufladzie, i kieszeń rozpruj, bo ta urosła, niech oddycha, tam na pewno nastąpiła zmiana formy, wszystko się wygładziło. Tu zapachy się mieszają, kawa z namiętnością. Zmysły erotycznie dalszą część czytają, i nie wiem czemu tak, bo jestem przecież po koniuszki rzęs urobiona, nawet paluszkami w klawiaturkę z trudem trafiam. A tak intymnie to czytam. Pewnie pomieszanie zmysłów mnie nawiedziło. Ściskam Małgoś cieplutko, i ruszam dalej, nie dam powiekom odpocząć, bo jak zasnę, to już do jutra. <3
OdpowiedzUsuńMała pieszczota głosem ;) http://youtu.be/qOshpM7VwSc
Piękne to. Oj tam pomieszanie zmysłów :* cieszę się, że przychodzisz do mnie, pamiętasz i wspierasz mnie, to ja Ci coś na półkach ułożę, dla odmiany :)
Usuńkiss
Thanks! These are ceramic collages made by Basia Trzebuska for my poem.:)
OdpowiedzUsuńMoje półki jaszcze nie ułożone, wszystko w kartonach stoi, mieszaj ;) Dziś dotarł Brodski, tak pięknie starością pachnie. :*
OdpowiedzUsuńuuu pięknie, mój tomik jest jeszcze w Polsce...
UsuńJosif Brodski
Motyl
I
Mam rzec, że jesteś martwy?
Lecz żyłeś tylko
dobę; smutne, motylku,
są Stwórcy żarty!
Słowo ”żyć” pusto brzmi,
gdy kilka godzin
dzieli śmierć od narodzin,
i trudno mi
w jednej daty granice,
w ten dzień niedługi
wtłoczyć jedno i drugie -
i śmierć, i życie.
II
Bo dni są dla nas, żywych,
niczym. I tyle:
niczym. Dni nie przyszpili
wzrok, by się żywić
ich barwą: one mkną
na swym tle białym
niewidzialne, bez ciała,
ulotne. Są
jak ty: powiem inaczej –
dzień, pomniejszony
do trwania twej agonii,
czyż wiele znaczy?
III
Mam rzec, że ciebie wcale
nie ma? Lecz barwy
z twych skrzydeł się nie starły:
istnieją dalej,
jak istniały. Kto im
wciąż podpowiada,
jak mają się układać?
A ja, ze swym
gliniastym, ciężkim słowem,
z mową bezbarwną,
jak mam dorównać farbom
palety owej?
IV
Na twych rozwartych skrzydłach
rzęsy, źrenice, -
dziewice pięknolice,
ptaki, straszydła?
Czyja na tobie twarz
sportretowana
w przelocie? W cętkach, w plamach,
jakimi trwasz
martwymi naturami
pośród żywiołów?
Co w tobie tkwi: ryb połów?
stół z owocami?
V
Może jesteś pejzażem?
Może przez lupę
dostrzegę w tobie grupę
nimf, pląsy, plażę?
Czy jasno tam jak w dzień?
czy mroki nocne
panują? Jakie słońce
rozjaśni cień,
gdy nad pejzażem wstanie?
Jakie w nim chmury?
I jakiej jest natury
odwzorowaniem?
VI
Myślę, żeś jest zarazem
i tym, i owym:
gwiazdą, głębiną, głową,
rzeczą, pejzażem.
Jakiż to złotnik siadł
i, brwi nie chmurząc,
w tobie jak w miniaturze
wyrył ten świat,
gdzie wszystko oszałamia,
zwodzi i przeczy,
gdzieś tyś jest - myśl o rzeczy,
a my - rzecz sama?
VII
Powiedz, czemu ten deseń
dostał się tobie
na jedną tylko dobę,
skoro trwa przestrzeń,
odbita w rtęci wód
wiecznie i wiernie?
Tak krótki jest twój termin,
że skrzydeł cud
daremny jest: tak rzadko
trzepoczesz w dłoni
lub umykasz pogoni
zbieracza z siatką.
VIII
Nie powiesz mi niczego;
lecz nie z przyczyny
bojaźni ani winy,
i nie dlatego,
żeś martwy i żeś motyl.
Żywe czy zmarłe
każde stworzenie marne
na znak wspólnoty
głos ma od Boga dla
brzmienia, znaczenia:
dla przedłużenia mgnienia,
minuty, dnia.
IX
Tobie – nikt nie wypłacił
owej zaliczki.
Lecz po cóż na nią liczyć?
I z jakiej racji
masz się znaleźć w rejestrze
dłużników nieba?
Nie smuć się: widać trzeba,
abyś był jeszcze
niemy, słaby i wczesny
(ciężar słów – męczy):
bardziej niż czas bezdźwięczny
i bezcielesny.
X
Zbyt śmiertelny, by bać się,
lekki, nieczuły,
wzlatujesz nad kopułę
klombu, tak właśnie,
jakby ci uciec przyszło
z zaduchu więzień,
gdzie tkwią „było” i „będzie”,
przeszłość i przyszłość;
i kiedy lecisz w dal,
nad kwiaty polne,
jest tak, jak gdybyś formę
powietrzu dał.
XI
Tak właśnie pióro czyni,
mknąc po otwartych
równinach śnieżnej karty,
nie wiedząc, czyli
z zapisywanych stron
sens czy nonsens powstaje –
ono się tylko zdaje
na mądrą dłoń,
dłoń, w której palcach nieme
słowo pulsuje,
nie pył z kwiatów zdejmując,
lecz z ramion brzemię.
XII
Takie piękno, z tak bliską
śmiercią złączone,
orze czoło zmęczoną
bruzdą domysłu:
trudno dowieść jaskrawiej,
że – przyjacielu –
świat stworzono bez celu,
a jeśli nawet,
to cel nie w nas jest, bracie
Entomologu,
ale w światła i mroku
wiecznym kieracie.
XIII
Pożegnać cię już, skoro
giniesz z dniem razem?
Są ludzie, których rozum
pokrywa porost
zapomnienia; lecz czy
winni są sami?
Wszak mają za plecami
nie miękkich dni
małżeńską pościel, i nie
mrok snu bez rojeń,
i nie przeszłość – lecz twoje
skrzydła jedynie!
XIV
Tyś jest bardziej niż Niczym.
A raczej: jesteś
widoczniejszy i przez to
bliższy. Lecz wliczam
cię do Nicości krewnych.
Twoja śmierć wczesna
Ją właśnie ucieleśnia;
dlatego pewnie
jesteś w zamęcie dnia
godzien choć słowa,
ty - przejrzysta przesłona,
co dzieli ”Nic” od “Ja”.
1972
tłum. Stanisław Barańczak
No i już mi w głowie namieszał. Dziękuję Małgoś :*
UsuńTakie mieszanie, to rozumiem :)
Usuńto ja tu cicho pobędę.......
OdpowiedzUsuńcicho, cichutko....
przytulę się do ramienia i posiedzę z Tobą :*
UsuńJak zawsze pięknie... Tak sobie myślę Małgoś, że Ty to chyba jednak jesteś wędrowcem z innego wymiaru... Tyle cudownej energii bije z Twoich strof, ze chyba nie może być inaczej... Nawet czytajac Twoje komentarze wyczuwam ciepły blask... uśmiecham się... Serdeczności przesyłam
OdpowiedzUsuńOlimpio, podejrzewam, że wszyscy jesteśmy wędrowcami, otwieramy okna i przechadzamy się w inne miejsca, ale takie same :D Wzajemnie miła :*
Usuńpiękne! :*
OdpowiedzUsuńZapewniam Cię, że nie wszyscy... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhm... a to muszę zgłębić temat :* ściskam
UsuńOdcisk pachnący kawą i miniaturka o miłości uwierająca w kieszeni - to mi w duszy gra...
OdpowiedzUsuńBo miłość chroni przed śmiercią...
OdpowiedzUsuńTzn, inaczej się umiera z miłości :)
UsuńBez miłości, a w szufladzie broń, no proszę, Brodski jest świetny!
OdpowiedzUsuńTo z miłością, czy bez?
Usuń