Jesienne migracje Jacka Witczyńskiego |
Otwierał i zamykał drzwi przez strzępki rozmów o pogodzie.
W majowy weekend znowu olbrzymie korki, auta jak naparstki
pokryją dwa pasy nad morze, a przecież umiem jeździć na rolkach.
Pomagam sobie palcami pokłutymi od igły i waham się wisząc w dół.
Bananowe chmury, ciężarówki w marchewki, mleko w cętki
łyżka w tą czy w tamtą? Zamieszkamy razem z kubkami w koty,
kartki objęte cedrową ramką zapachną wakacjami jak wtedy:
zwinęliśmy ojcu gąsior ze śliwkami i pod oknem pękł wentyl,
akurat zakładałam łańcuch na skrzynkę
z listami. Piliście za mnie i za nich,
bez wysiłku, w gabinecie na siódmym piętrze. O tej samej godzinie
próbowałam policzyć świeczki, później pachniały kwiaty,
a znaki drogowe prowadziły na ulicę i nikt nie zauważał
pieszych.
Nie, żeby było ze mną gorzej. Chodzę po ogrodzie,
wśród plam z rdzy czarne robaki na mniszkach
dotrą do ziemi. Nikt się nie zorientował, że śpiewałam?
22.04.2012
chyba nikt się nie zorientował, choć ja jakbym coś tam słyszała :))))
OdpowiedzUsuńJak widać, wiersz się czytelnikom nie spodobał, a co dopiero śpiew :)
UsuńTo co ja mam powiedzieć...? Kiedy próbuje coś zaśpiewać każdy myśli, że recytuję:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Doskonale Cię rozumiem :)
Usuńpozdrawiam
miałam spotkanie ze spełnionym marzeniem, radość, trudności, i zwykłe życie.
OdpowiedzUsuńpiliśmy i za nich i za marzenia
jesiennie, dwa razy pomyślę zanim napiszę
i tak zwyczajnie- pozdrawiam :)
spotkanie ze spełnionym marzeniem :) będę cierpliwie czekała :)
Usuń