Czasami siadam i piszę. Innym razem nie mam kiedy i zapominam. Wtedy nie odpowiadam na listy, bo zamiast założyć buty i wyjść na spacer idę do niego. Przyciskam zieloną słuchawkę, a on gra akurat w szachy. Nie jest cienki, nie mów tak! Tylko dlatego, że nie chciał im powiedzieć, że umarło mu dziecko, a żona z rozpaczy wczołgiwała się wieczorami pod samochody?! Pomyślałam, że mogłabym jej ulżyć, ale zaraz wyrywało się ze mnie dies irae. Nauka nie poszła w las. Zostałam wyszkolona; tak się złożyło, że nie jestem wystarczająco idealna. Dla nikogo! A jak dla nikogo, to w ogóle. Zabrakło dla mnie tego rodzaju pamięci, a raczej puszczania w niepamięć. Kiedy inni zastanawiają się czy to musi boleć, mnie już dawno boli. Słucham ich i płaczę, pies liże moje stopy i tylko wtedy piję spokojnie piwo. Nie słyszałeś co powiedziałam? Nie, nie powtórzę, że jej ból czuję na wskroś, a może nawet bardziej. Oczywiście, że mija; późną nocą, kiedy wymęczona zrzucam jego trampki i skarpety z bambusa. Zmywam uśmiech i kładę się wzdłuż telefonów z budzeniem na szóstą. Zostaje mi trzy i pół godziny snu. Jedziemy do lasu, tam gdzie zawsze chcieliśmy zamieszkać na emeryturze. Dom jest duży i nikt się nie kręci po okolicy. Tylko ta wilgoć wśród soczystej zieleni. Nie mogę zrozumieć kiedy pytasz: "czy woda jest czerwona?" Wierzę w każde słowo zanim zdążysz je wypowiedzieć. Taka jestem, a ciągle udowadniasz mi, że to ja nie chciałam budzić się rano z nogą na twoim biodrze, a drugą między udami. Moglibyśmy mieć dziecko; brałbyś je za rękę i układalibyście żołnierzyki w szeregu. Wtedy nazywalibyśmy siebie rodziną. Nie czułabym tej zapadniętej ciszy. Nie miałabym za krótkich nóg, nie miałabym cięć na nadgarstkach. Nie mierzyłabym piekarnika. I tak nie wchodzę. Kiedy wrócimy do domu o piątej pięćdziesiąt dziewięć wyprowadzę psa na spacer. Ułożę się równo pod śmieciarką i kiedy będziesz wyjeżdżał nikt z nas nie będzie już mówił, że nic nie zrobiliśmy.
kwiecień nie ostatni, ani przedostatni
tym razem bez cytowania, bez tłumaczenia, wyjasniania, po prostu: wzruszyłam się
OdpowiedzUsuń:*
:) dziękuję, że jesteś Kasiu :*
UsuńPesymistycznie...
OdpowiedzUsuńraczej depresyjnie
UsuńJakie to prawdziwe kochana ...
OdpowiedzUsuńpodobno prawda wyzwala, próbuję
Usuńczytałam na jednym wdechu zapominając, że umiem oddychać. przełknęłam ślinę razem z ostatnią kropką. zabolało. z przetrzymywania czy niemożności powiedzenia nic więcej.
OdpowiedzUsuńczyli działa...
Usuńczytałam na jednym wdechu zapominając, że umiem oddychać. przełknęłam ślinę razem z ostatnią kropką. zabolało. z przetrzymywania czy niemożności powiedzenia nic więcej.
OdpowiedzUsuń...tak gdzie nie dochodzi nóż nic już nie istnieje...
OdpowiedzUsuńto prawda nie ma emocji, nie ma nic
UsuńCzy ja tu dostrzegam nutkę nostalgii, może nawet jakiegoś żalu?
OdpowiedzUsuńBo widzisz, niektórzy mają zdjęcia, które im przypominają sytuacje, obrazy, ja mam słowa, którymi się prostuję :**
UsuńPrzenikasz tam, gdzie nie każdy ma dostęp. Ty masz klucze - są nimi słowa -jak zaklęcia. Chodzę otwarta i szukam rozmówcy. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńNie zawsze się udaje... ale próbuję. Dziękuję
UsuńWszędzie wokół uczą nas przetrwania.
OdpowiedzUsuńU Ciebie uczę się na powrót wrażliwości, otwieram chociaż na krótkie chwile :)
Tak, to prawda, Ty masz klucze do wnętrza.
ściskam
przetrwanie bez wrażliwości jest okrutne i nic dobrego z tego nie wynika.
UsuńCzęsto mówi się, że słowa ranią. Mało kto mówi, że bolą. Te bolą. Wzruszenie to mało...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czasami się boję pokazywać, co napisałam...
Usuńtaaa... bo coś robić trzeba!
OdpowiedzUsuńMożna też nic nie robić.. :)
Usuń