Dziadek śpi przez wszechświat
Nie spałem całkiem.
Czasem dźwięki rozcinały miękkość snu –
jakby ktoś przesunął słowo z brzegu kanapy
na środek zdania.
Ktoś mnie wołał. Głosem o smaku mleka z miodem,
czekając, aż rozepnę guzik nad kosmosem,
aż przestanę być mapą bez wiatru.
Może to ty, Małgosiu? Z różdżką
drewnianą jak moje kolana.
Ale śniłem nas.
Siedzimy nad rzeką, a z wody
wychodzi sen zrobiony z błysku
zabawki, spadła za kanapę
i nigdy nie przestała świecić.
Nie chciałem się budzić. Nie z lenistwa.
Tylko z przerażenia, że świat bez dziecięcych zaklęć
będzie miał dźwięk tylko jednego koloru,
a ja nie znam nut na chaos.
Bo jeśli wrócę, muszę znów pamiętać, że drzewa chorują,
że śnieg jest topniejącym opóźnieniem,
a czas – czymś, co rozpisują na głosy
dorosłe dzieci o szklanych twarzach.
Sophia mówi, że kocha zamęt. Wierzę jej.
W końcu jestem z krwi i drzemki. Ale chciałbym
powiedzieć, że magia jest w porządku –
nawet jeśli się nie iskrzy, tylko pachnie jak herbata
w filiżance po praprababci.
Dla niej też bym wstał.
Na chwilę.
Rozwinął koc, jak mapę nieba.
Odszukał palcem miejsce,
gdzie można jeszcze zamknąć oczy
i być
tym, który
nie przeszkadza światu,
a po cichu ratuje go snem.
Sophia z Krainy Chaosu mówi: nie budź dziadka
(bo jak się zbudzi, to nie zasnę już nigdy)
Nazywam się Sophia albo Zosia i jestem
Darkinoko.
czyli trochę dark, trochę kinoko,
czyli grzyb-czarownica z patelnią do rzucania zaklęć.
mam siedem tysięcy poziomów mocy
i jedną Babcię Małgosię,
która zna moje true name:
Złosia-twinkleface.
Czasem jestem goodka,
a czasem evilizna.
Ale tylko jak ktoś mi nie pozwala
wybrać skarpetek, jedne do latania,
drugie do wycia w stronę księżyca.
Bo ja wiem, że każdy księżyc ma swoją melodię
i że trzeba nosić moonsoxy żeby słyszeć go dokładnie.
Dziadek śpi jak stara planeta.
Jego głos zamienia się w snowhugsy
i wtedy wiem, że jestem bezpieczka.
Mogę rzucać spellsy z ketchupem
i nikt mnie nie wyśle do łóżka
przed końcem katastrofy.
A kiedy dorosnę, będę medykwitchką.
Będę leczyć ludzi z bycia zbyt dorosłym.
Będę dawać im napary z gigglesenów
i naklejać plasterki z różowymi nosorożcami.
I mówić: shhh, już, już, to tylko strach,
straszek, który chciał być twoim cieniem.
Dziadek śpi dalej. A ja rysuję na jego czole
małą mapę do Smoczej Kawiarni,
gdzie serwują napoje z błyskiem i wszystkie smutki
przemieniają się w softbutterflies.
Darkinoko (rzeczownik, imię własne)
mieszaniec mroku i grzybka – istota leśno-magiczna, która zamiast różdżki nosi patelnię, a jej czary mają smak podsmażonej niezależności i buntu; patronka dziecięcych światów przejściowych i niegrzecznych snów.
Złosia-twinkleface (rzeczownik, imię własne)
imię tajne i błyszczące, nadawane przez ukochaną osobę w momentach złości pomieszanej z uśmiechem; tożsamość zarezerwowana dla tych, którzy potrafią się obrażać jak gwiazdy – krótko i z błyskiem.
Goodka (rzeczownik)
dziecko bardzo dobre, ale nie do końca; dobroć przytulona do psoty, miękka jak kocyk z kłaczkami buntu.
Evilizna (rzeczownik)
stan ducha, w którym dobro ustępuje miejsca fochowi, ale tylko tymczasowo i tylko jeśli ktoś zabroni magii w skarpetkach.
Moonsoxy (rzeczownik, liczba mnoga)
skarpetki do słuchania księżyca; konieczne w nocnych podróżach na dach lub w głąb własnej duszy; umożliwiają dostrojenie się do ukrytych melodii nieba.
Snowhugsy (rzeczownik, liczba mnoga)
ciepłe, senne objęcia, które pachną dziadkiem i śniegiem sprzed lat; stan ukojenia, w którym nic złego nie może się wydarzyć.
Spellsy z ketchupem (rzeczownik, liczba mnoga)
zaklęcia improwizowane, wypluwane z pełną buzią kanapki; potrafią przestawić meble, ukoić płacz lub sprawić, że pies przestanie się bać burzy.
Medykwitchka (rzeczownik)
uzdrowicielka niedorosłości; wiedźma z dyplomem z przytulania i dyżurem nocnym na szczycie koca. Jej recepty obejmują napary z gigglesenów i różowe plasterki z nosorożcami.
Giggleseny (rzeczownik, liczba mnoga)
rośliny śmiechowe; rosną w okolicach łaskotek i nigdy nie wiedzą, czy są ziołem czy chichotem. Pomagają zapomnieć o tym, że trzeba być poważnym.
Straszek (rzeczownik)
mały, niepewny potworek zrobiony z cienia i lęku przed odrzuceniem. Tak naprawdę chciałby tylko przytulenia i herbaty z sokiem malinowym.
Softbutterflies (rzeczownik, liczba mnoga)
motyle od smutku, które nie odlatują gwałtownie, tylko miękko zmieniają ból w coś możliwego do oddychania. Używane w Smoczej Kawiarni zamiast cukru.
Bezpieczka (rzeczownik)
osoba chwilowo całkowicie wolna od zagrożeń, zanurzona w świecie, w którym miłość pachnie snem dziadka i nie trzeba nikomu niczego udowadniać.
Wyjątkowa seria. Nie wyobrażam sobie lepszej pamiątki, lepszego "jestem, byłam". PS. Ten fragment na Fb to miękkie opadanie.
OdpowiedzUsuńAnno, to dla mnie wiele znaczy, że ta seria rezonuje właśnie tak. Dziękuję :*
Usuńwyobraźnia rozbuchana, jak dobrze pobudzony wulkan. i dobrze, że jest ktoś, kto pozwala mu kwitnąć do woli. nawet, kiedy buzia pełna kanapek zaczyna przyklejać do mebli znaczenia i śmiech.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Lubię, gdy wyobraźnia może się tak rozrastać i zostawiać ślady, nawet te trochę nieporadne i rozrzucone. To właśnie w tym chaosie jest dużo życia.
Usuń