niedziela, 28 kwietnia 2024

Aura

 


W sobotę byliśmy w Galway. Nie mogliśmy się zgodzić z Paddym, czy na zewnątrz było już ciepło, czy nadal panowała zimna aura. Przed powrotem kupiliśmy kawę na wynos, usiedliśmy na ławce przy promenadzie nad zatoką. Z minuty na minutę przybywało przechodniów, biegaczy i spacerowiczów, niektórzy w lekkim stroju, w sandałach, inni w dresach i ciepłych kurtkach. Mnie oczywiście było zimno, zwłaszcza w tym lodowatym północnym wietrze. Patrząc na tych roznegliżowanych ludzi, czułam, że zimno przenika mnie jeszcze mocniej – brrr.

Wracając na parking, z uwagą przyglądaliśmy się zaparkowanym samochodom. Sprawdzałam daty ważności tarczek rejestracyjnych. U nas każdy kierowca musi umieścić na szybie aktualnie opłacony podatek drogowy, ubezpieczenie oraz przegląd techniczny pojazdu. Oj wystawiłabym mandaty. Jeden po drugim.

Wymyśliłam sobie, że chciałabym zjeść rybę. Skorzystałam z Google Maps, aby znaleźć odpowiednie miejsce, poczytałam opinie o restauracjach i pojechaliśmy. Jednak pogoda wyciągnęła wielu ludzi z domów, co sprawiło, że nie było tak przyjemnie, jak się spodziewaliśmy. W końcu zawróciliśmy i zatrzymaliśmy się w przydrożnym pubie. Przy wejściu powitał nas wielki portret Jamesa Joyce'a – imponujący widok. Nowi właściciele kupili lokal razem ze wszystkimi pamiątkami i obrazami, więc niewiele mogli nam powiedzieć o ich historii. Pub był przyjemny, ale nie na tyle, abyśmy chcieli tam wrócić. Wszystko było w porządku, ale brakowało tego czegoś. Jedna z kelnerek miała cały uniform pokryty białą sierścią – białe na czarnym.

Na lunch zamówiliśmy zupę z dwóch rodzajów ryb. Ja wybrałam krewetki, a mąż rybę z frytkami. Po wszystkim wróciliśmy do domu. Mimo błękitnego nieba i bezlitosnego brzęczenia much, ciągle odczuwam chłód, który w tym otoczeniu drażni jeszcze mocniej.

W przyszłym tygodniu Paddy leci do Polski, myślę że z tego powodu obniża się mój nastrój. Z dnia na dzień. 

Będzie z tego wszystkiego wiersz, przemilczałam trzy sceny, były zbyt poetyckie, by je tak trywialnie zestawić z zimnym wiatrem i krewetkami. 


6 komentarzy:

  1. kelnerka zapewne ma kota :-)
    ale mi narobiłaś ochoty na pub z dobrym piwem i zupa rybną. w szkockich pubach sie zakochałam.
    Bardzo chcę pojechać do Irlandii. może w przyszłym roku a może w łikend czerwcowy ;-)))))))
    Rozgrzewaj się zupami Margo, podobno pomaga. oraz pij herbaty i ciepłą wodę z cytryną. ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koty lubię. Ale w pracy, kelnerka niech wygląda jak kelnerka, a nie opiekunka kotów. Są rolki, które ściągają sierść, sama korzystam z tego ustrojstwa. Tutaj na zachodnim wybrzeżu w każdym pubie dostaniesz fish chowder, ponoć smaczeniejsze są niż w Szkocji. Czerwiec jest dobry na odwiedziny, trochę dłuższy weekend najlepiej :) i lot do Shannon, bo to ułatwia życie. Piję piję :P

      Usuń
  2. Oj tam, z zimnym wiatrem da się zrobić wszystko, ale istotnie krewetki i kelnerka odpadają:)
    Więcej myśl o powrocie męża niż o jego wyjeździe, bo to ponoć pomaga przetrwać taki czas.
    M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już wyjdzie za próg, będę myślała o jego powrocie, póki co nie pozwala mi myśleć inaczej. :)

      Usuń