Nie chce mi się
przelewać z siebie w siebie,
na papier, klawiaturę, do szuflady.
Po nic.
Nie chce mi się
wybierać z zapatrzenia,
odwzajemniać, odpowiadać, żartować,
darować winy pomawiającym,
obmawiającym.
Za nic.
Nie chce mi się
zwyczajnie, bez zająknięcia,
usprawiedliwiania, bez pamięci.
Nic a nic.
Później.
Dużo później
formuję z niechcenia czarny kłębek.
Niewielki. Wspomnienie chwil
nic nie wartych, odległych, zapomnianych.
Czarny ulepek opuszczam z palców.
Stacza się.
W ocean.
Rośnie w miejscu nagromadzenia.
Czarne odpływa i przypływa.
Drenuje dno, brzeg.
Wdech, wydech.
Mam ochotę przebiec linię
zbiegu i zabiegu.
Iść dalej, zabrać ze sobą zapatrzenia,
kwarce, opuszczone domy, rybie łuski
usypane w kręgi.
Wiara, że pomagają, jedna po drugiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz