Linie oddzielające deskę od deski, gwoździe zgięte wpół.
Sęki wypełnione szpachlą, lakierem. W kolorze pręgowanych kotów,
krawędzi łóżka, pomiętych kartek.
Wylizane wiatrem wgłębienia w skałach. Spękana
farba drzwi domów na Aranach. Przypominają
falę, która otwierała się na wysokości oddechu, by zapłonąć.
Szukałam potwierdzenia w opowieściach o bagnach,
liczyłam samogłoski u Heaneya, szukałam zawiłości deszczu.
Przyglądałam się człowiekowi z Tollund. Jak mógłby wyglądać
w miejscu, w którym stanęliśmy w drodze do domu.
Pachnie torfem. Ściska w żołądku. Twarde połączenia, rdzawe rdzenie.
Mleczne krówki. Jeszcze się waham. Wpatruję w linię, aż płycizna zniknie
ze słońcem. Pajęczyny. Owinięte wokół kostek, dookoła rzeźby.
Nie mogę przestać. Jestem jak mój nosorożec z szamotu.
Nieporuszona. Rysuję oczy i róg. Nogi na tle unoszącej się wody.
ze słońcem. Pajęczyny. Owinięte wokół kostek, dookoła rzeźby.
Nie mogę przestać. Jestem jak mój nosorożec z szamotu.
Nieporuszona. Rysuję oczy i róg. Nogi na tle unoszącej się wody.
Śmierć,
chociaż nie wiem,
czym się nie stanie.
czym się nie stanie.
2017
się stanie niczym Margo
OdpowiedzUsuńto dobry początek wiersza :*
Usuń