Karmiono nas lanymi kluskami z cynamonem.
Co nie jest złe, kiedy mam tego więcej w kieszeniach,
w szczelinach drewnianych domów. Pomalowałam je
kolorami z jeziora. Trawi nas odmienność.
Wracamy do siebie.
Schodzę głębiej i głębiej.
Do młodości, oczu
– niebieskich albo szarych. To zależy,
na co patrzysz i jak daleko sięgasz.
Bawisz się przy tym drewnianymi kośćmi,
przekładasz je w palcach i odkładasz,
kiedy przynoszę wino. Aby mnie zrozumieć,
wykładasz z kieszeni wszystko, co masz.
Przyglądam się guzikom, śrubkom,
rachunkom ze spożywczego, drobnym
i metalowym zatrzaskom, które ocalały.
Nie wiem skąd, przecież nie jesteś z pokolenia busoli.
Nawet nie wiesz jak mi to dziś pasuje!
OdpowiedzUsuń:) miej przyjemność.
UsuńJakie dobre...
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńMAŁGOSIU jak bardzo mi czuje się tak. <3
OdpowiedzUsuńKarinio moja kochana :)
UsuńBardzo:*
OdpowiedzUsuń:*
UsuńTrawi nas odmienność. To zależy na co patrzysz i jak daleko sięgasz. Piękny wiersz.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń