wtorek, 7 sierpnia 2018

O dniach za dniem

Achill


Nie wiem kto bardziej do mnie przemawia. Mocniej, kiedy idziemy w prażącym słońcu.
W lekkich butach. Długie kroki, cienie. Zapach morwy, wiatru i skóry. Jeszcze ciepłej wody.
Nie załapuję się na przypływ, na płonące torfowiska, na nic. Puste kłosy, wyblakłe warkocze.
Ludzie ustawiają się wzdłuż muru, pod zamalowanymi oknami. Czekają.

Jak wtedy, gdy rozmawialiśmy o zaćmieniu księżyca, a chmury rozciągnęły się i zawisły
nieruchomo. Nie pamiętam kto kogo przegonił. W którą porę roku wpatrujesz się teraz, daleko od
swoich, otoczony cedrami albo cisami.

Zależy jak długo patrzysz w jedno miejsce. Pomiędzy zaostrzonymi ołówkami, w grafitowe odbicia
palców na listowym papierze. Rozdarłam kopertę. Wiedziałeś, że najchętniej wczytuje się deszcz.
Krople układają ciągi czasowników i przymiotników.

Noc w noc, przy otwartych oknach wypuszczałam odpowiedzi. Patrzyłeś czy się unoszą
i rozpływają. Wsiąkają w ziemię.




14 komentarzy:

  1. Też czytam i jestem.... pięknie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja przy tych otwartych oknach wypuszczam pytania. Chcialabym, zeby bylo ich mniej w koncu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że pytań może ubywać?

      Usuń
    2. ehh... no nie wiem, ale mam nadzieje (przynajmniej tych niektórych, nieprzyjemnych)

      Usuń
    3. Wciąż myślę po przebudzeniu, że mnożą się jednak jak króliki :(

      Usuń
  3. No i wsiąkłam u Ciebie, a czas się pakować. Wrócę niedługo, na razie znów mnie porywa pęd życia. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń