sobota, 16 grudnia 2017

Po północy






Z książki wypadają ulotki z Inis Mór.
Wiersze Jarniewicza w deszczu smakują torfem.
Paddy rozsuwa zasłony i nagle przechodzimy
do wnętrza dramatu.

Błąd. Zapis i podział słów z natury, z myśli, z rodzaju
ludzkiego. Dłonie kaleczone o dłonie, o pięty,
coś wynika z braku albo pustki. Czy znaczy to samo?
A może na wyspie wysp nie ma haczyków? Uczucie bliskości,
huk fal i powietrze ciężkie od burzy. Sztuka wnętrz?

Celowo powtarzam wyrażenia i cząstki. Z przerażenia. Zanim trafię
na College Street, a może gdzie indziej. Przysłonię wejście, stare sprawy,
zwykłe dni nastawiane budzikiem. Zabarykaduję się świeżym drewnem.
Cedry pachną dojrzałymi drzazgami. Nie pamiętam odległych dni.
Tymczasowych dokumentów, skoków przez murki, poręcze.

Może niepamięć bierze się z dna, bez świadków, opadają ręce.
Nucę swój udział. Łatwiej snuć opowieść: wchodzę i wychodzę.

z tomu Pierwsze wspomnienie wielkiego głodu 

 

7 komentarzy:

  1. lubię zapach torfu i wszelkie rytuały z nim związane ;-) tu u Słowińców we wsiach kopano torf i palono nim w piecach a konie nosiły buty ...
    apropo,s wierszy pachnących torfem ))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Torfem, mokrą ziemią i zgniłymi liśćmi...

      Usuń
    2. Dlatego irlandzka zimna jest znośna, torf pachnie tak jak lubię....

      Usuń
  2. Piękny wiersz. Przeniósł mnie tam, gdzie nigdy nie byłam, a być marzę
    buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Realizuj pragnienia Sonic :* Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  3. Zabijają mnie zwykłe dni nastawiane budzikiem...

    Powtarzaj, na pewno dasz radę... :)

    OdpowiedzUsuń