sobota, 5 listopada 2016

Cykl




Kiedy układałeś mnie na wodzie
palce marszczyły się jak liście, których nie zdążyliśmy
przycisnąć kartkami. Dlaczego
przez tyle dni nie spadła żadna kropla, nie wydrążyła
miejsca na błyszczącej szybie drzwi?

Śmiejesz się i miękną mi łokcie, chłonę zapach
czeremchy, jakbym wierzyła, że odzyskam pamięć
ciała. Gdybym wierzyła w grzech, straciłabym oddech?

Ufność dłoni, jeżeli linia życia przeciągnie linię śmierci
przez kciuk, warstwy paznokci. Splątani,
wysychamy od pierwszego krzyku.
Przez całe życie liczymy, ile razy ktoś zamknął nam usta
pocałunkiem, rozluźnił nasze pięści.


17 grudnia 2013







6 komentarzy:

  1. Wyżyny uniesienia, to ciągłe rozdarcie w pojmowaniu świata i ta pokora,pochylenie... Masz niesamowitą wrażliwość Margarithes i do tego fantastyczne zdjęcia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Bogo, chociaż dzisiaj w jakieś podłej rozterce jestem. Kisses

      Usuń
  2. Przytulam Cię jak mogę, najmocniej... musimy się wspierać...jest nas więcej - zdruzgotanych, nie wiem jak wracać do kraju w którym myślenie już nie ma żadnego znaczenia a mądrych ludzi nikt nie słucha... i czy ktoś jeszcze będzie przejmował się sztuką... :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Już wiemy, że nikt nie będzie wspierał, rok 2017 w literaturze nie będzie rokiem Leśmiana, a rokiem Matki Boskiej Częstochowskiej, tak uchwalił Senat.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Ci za ten wiersz.....jest piękny :*

    OdpowiedzUsuń