Wyjeżdżając z Durrow stwierdziłyśmy, że jeszcze nie wracamy do domu i ruszyłyśmy do Rahan, ponieważ na mapie był znaczek, że jest tam jakiś historyczny budynek. Przez łąki i pola, pod górę i w dół, kilkanaście zakrętów i kiedy dojechałyśmy do celu, ujrzałyśmy mały kościół z cmentarzem. Nie wiem czego się spodziewałyśmy, czasami człowiekowi brakuje wyobraźni w tych celtyckich sprawach. Po drodze minęłyśmy wjazd na pole golfowe. Zatem zawróciłyśmy, spragnione widoków i kawy. Jednak po kilku metrach zauważyłyśmy tablicę informacyjną - teren prywatny.
- eM, myślisz, że możemy tam wjechać?
- Tak, myślę, że nawet powinnyśmy, najwyżej powiemy, że zabłądziłyśmy,
przecież widać, że nie jesteśmy stąd.
I proszę, numerowane owce, opuszczona posiadłość, nieczynna restauracja. Pooglądałyśmy i pojechałyśmy dalej, przez łąki i pola... Na kawę.
A kto dba o owce? skoro wszyscy wyjechali :(((
OdpowiedzUsuńDobre miejsce na świątynię dumania.
Myślę, że mają swojego pasterza, który czuwa nad nimi :) trawa jest przycięta, żywopłoty również, tylko właściciel domu przepadł :)
UsuńWłaściciela porwały duchy , uuuuuuuuuuuu :)
UsuńDobrze, że owce mają pasterza :)))
Absolutnie nadzwyczajna ta opuszczona posiadłość:)
OdpowiedzUsuńTo właśnie chciałam napisać! Absolutnie nadzwyczajna! Że też nie mam odpowiedniej kwoty w porfelu... ;-)
UsuńTo jest bardzo duży dom, mogłybyśmy założyć kolektyw i tam zamieszkać z rodzinami :) mężowie jako instruktorzy gry w golfa, no i myślę, że spodobałoby im się strzyżenie owiec :) A my byśmy piękniały :) ot co!
Usuńposiadłość... jakie przestrzenie...
OdpowiedzUsuńdla mnie chyba zbyt dużo.....