Szłam alejką pełną błota i kamieni. Uczyłam się panować nad tym co widzę. I wtedy przyszło mi do głowy, że zanurzanie się w ciemności przynosi ulgę. Po czubek wypełnieni sekretami, deklaracjami, trzymania języka za zębami. Musimy z siebie zrzucić to zniewolenie, ale nie rzucać malowniczo epitetami, lecz zgłębić to, co w nas pływa i wypływa. Pomiędzy, nigdy w życiu, mieszczą się wyuczone i nazwane słowa, wiedza o kulturze. Bo kto z was nie chodził chętnie do muzeum na zajęcia plastyczne, czy do zamku na zajęcia muzyczne, teatralne?! Młodzi ludzie wciągają się w sztukę, mówią swoim językiem, jedni tworzą niepewnie, inni śmiało. Odkrywają nowe przeżycia. Chodzą do teatru, na koncerty, wrzucają fotki na Facebooka, Istagram. Rozmowy przy stole zastąpiły media społecznościowe, gdzie ludzie próbują pojąć siebie nawzajem, więc i ja próbuję. Łączę wszystkie źródła i zastanawiam się nad ignorantami, którzy niechętnie czytają o malarstwie, o technikach, jakimi posługują się artyści. Co działa na ich wyobraźnię? Czuję opór. Za każdym razem, kiedy czytam najróżniejsze recenzje, czuję ten sam opór, wciąż i wciąż. I nie chcę tego nazywać, powiedzmy, że ja wiem, a oni nie. Na szczęście tli się we mnie przebudzenie i kiedy przypominam znajomym wypowiedź Jacquesa Derrida, że o malarstwie nie można mówić, bo słowa są całkowicie bezużyteczne, zastanawiam się, czy nie miał racji? Przecież czytelnictwo leży, kultura schodzi na dalszy plan potrzeb. Ludzie zajmują się tańcem, podróżowaniem albo wiązaniem końca z końcem. Dlatego piszę we własnym interesie i nie dam sobie odebrać tego prawa. I wiem, że filozof nie miał racji. Wiem czego szukam i chociaż mówienie o smaku w kontekście malarstwa jest takie sobie, wydaje się jednak, że bez tej umiejętności nie dokonamy estetycznego osądu tego, na co akurat patrzymy. W przypadku Marzeny Ablewskiej-Lech, można jednoznacznie określić niepowtarzalność artystyczną, jej odrębność w sztuce. Przez moment byłyśmy bardzo blisko, kiedy tworzyła dla mnie ekslibris. To było mocno sensualne, prawie czułam zapach tuszu i farb. Nasze rozmowy o nosorożcach, o zagrożonych gatunkach zwierząt, o emigracji łączą i fascynują. Takie zetknięcie sprzyja otwieraniu się, uwalnia tematyzowanie, jest czynnikiem niesamowicie zbliżającym. Kreśliłyśmy przed sobą nasze osobowości, oczywiście bardziej ja, ale trudno dla kogoś tworzyć nie badając przedmiotu zainteresowania. Obok na monitorze przeglądałam obrazy Marzeny. Powiększałam je, obserwowałam, jak są namalowane, ile jest w nich detali, odniesień. Wyobrażałam sobie jak powstają. Wreszcie mogłam się przyjrzeć całemu procesowi twórczemu dzieła sztuki. Zobaczyłam artystkę w świetle jej pracy, w czasie, w jakim tworzy. Jej demoniczne kobiety i deformacje, jakim je poddaje, łączy w odrealnione, neurotyczne relacje. Dlaczego o tym nie napisać? O towarzyszących emocjach, poszerzyć czyjeś widzenie, pokazać jak niezwykle się różnimy. Formułowanie takiego spojrzenia nie jest proste, ani opiniotwórcze. To subiektywne zwrócenie uwagi na kogoś, kto w gąszczu całego mnóstwa artystycznych kręgów, wyróżnia się i jest znakiem dzisiejszej epoki. Sposób opisywania relacji, opowieści o życiu, kobieca podmiotowość wypełniona erotyzmem, bogata oprawa, forma kunsztownie i pięknie opatrzona. Namiętność irracjonalnych epizodów, których momentami nie potrafię nazwać. Patrzę na mistyczne sceny. Wyimaginowane sny pełne więzi i zauroczeń, widać jak pulsują im żyły, jak życie łączy ze sobą libidinalną wzajemność malowanych istot. Czy artysta może pozwolić na egoizm w realizowaniu siebie?! Oczywiście! Myślę, że czerpanie z przeżyć, wybebeszanie tego w taki sposób, jak tworzy Marzena, nie jest niczym dziwnym. Wyciąga przecież na światło dzienne różnice, pokrętność kobiecej estetyki, czasami groteskowe, odarte do mięśni, co daje im poczucie wolności i pewnej uniwersalności w braku zahamowań. Czasami widok jest trudny, ale coś przykuwa moją uwagę, tworzy myśl, że twarz, na którą patrzę, żyje swoim życiem. Piękna i wzniosła wyzwala z obrzydzenia, wciela się w kochankę albo znudzoną żonę. Odnajduję w pracach Marzeny kobiety doświadczone, które cenią dystans, a ciało nie ma jedynie ślicznej zewnętrznej strony. Zrzucają z siebie nadmiar kłamstw, spotkań w równoległych światach. Twórczość Marzeny Ablewskiej-Lech jest starciem siły i zmysłowości. Odkrywa zagadki i intymne fantazje skrywane gdzieś na marginesach wyobraźni. Łączenie technik powoduje wiele pozytywnej energii, dodaje symbolice znaczeń, do których mogę odnosić się w nieskończoność. Można życie przeżyć podmiotowo, można również wyjść i poszukać wokół alternatywy, czegoś, co nie pozwoli nam nie zapomnieć, że bez sztuki jesteśmy puści, nierówni.
Z linii wyodrębniają się rzeki, drogi, styczne. Nad nimi
połamane żądła, szpary i przejścia.
Gdy wyobrażam sobie porządek świata, coś się sypie z nieba.
Wiele razy przemawiałeś do mnie albo śpiewałeś o kobietach.
Gdybym nazwała każdą cześć miesiąca ich imionami, zieleń
pachniałaby soir de lune.
Wstajemy, muszę do toalety, później zacznę parzyć
palce o ziemię. Przerzucam drewno, szepty, drzazgi wchodzą głęboko,
wyciągam je ze śmiechem. Trzy sposoby patrzenia na kolorowe domy,
wieńce, świece. Znowu nie mogę opanować wnętrza.
Rozpada się, uwalnia pierścienie, wymazuje z map tunele,
wymazuje pustynie.
Zazwyczaj robimy dobre miny, palimy ze złości. Nic nas nie chroni.
Drobne zmarszczki, strach, wilgoć, przez którą rozchodzą się dzieła
sztuki. Nie wiem, co kogo zainteresuje, w co zmieni się kolejna książka,
gdzie poprowadzi.
Marzena Ablewska-Lech |
A ja tam się trochę z tym Derridą zgadzam. W moim odczuciu języki sztuk, choć w pewnych obszarach intuicyjnego odbioru tożsame, na głębszych poziomach wydają mi się nieprzekładalne, a nawet, powiedziałabym, nieprzystawalne. Co wcale nie oznacza, że jeden człowiek nie może rozumieć ich wszystkich. Choć też każdy być może inaczej. Ale to, co ja piszę, wynika wyłącznie z osobistych doświadczeń, więc mogę się mylić ;)
OdpowiedzUsuńChciałam napisać: wzajemnie nieprzekładalne :)
OdpowiedzUsuńTak, wszystko zrozumiałam jak należy :) Coraz częściej się z Derridą nie zgadzam, może dlatego, że jestem blisko artystów, o których piszę, poza tym czasy są inne, toż nawet filozofom się nie śniło... tak jest :)
UsuńNo właśnie :)
UsuńStanowczo za dużo ostatnio przesiadywałam na fejsie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twoją notkę i usilnie starałam się znaleźć ikonkę, by dać Ci lajka.
Ech, cofam się w rozwoju.
Tak, lajki nas wylajkują :)
UsuńAle Ty to napisałaś.... Dwa razy czytałam... ;)
OdpowiedzUsuńUkładane słowa a tak wiele wyrażeń jasnych i klarowanych bo poukładanych.
A książka, książka prowadzi zawsze w głąb swoich odczuć, przemyśleń.
Czasem, mocniej by poznać siebie.
Pisanie generalnie prowadzi w tak niezwykłe zakamarki, że czasami muszę się powstrzymywać i myślę sobie, że nie wiem, czy to dobrze, czy źle :)
Usuńniesamowite!
OdpowiedzUsuńKiss
Usuńjesteś niesamowita! mogłabym zachwycić się artystą przy pracy ale opisać to w taki sposób jak Ty to robisz jest czymś dla mnie nieosiągalnym. Dlatego podziwiam... z serducha podziwiam... :) :**********
OdpowiedzUsuńPróbuję i szukam słów na to, co czuję, takie tam :* dziękuję
UsuńUwielbiam ten tekst, za treść ale również sposób w jaki przekazujesz emocje.
OdpowiedzUsuńKiss miła:*
Cieszę się, że tak myślisz, kiss
UsuńKilkanaście lat temu uczyłam w gimnazjum. W stolicy Polski. Zadawałam pytanie: kiedy ostatnio byliście w galerii? Odpowiadali, że wczoraj. Byłam bardzo mile zaskoczona do czasu, kiedy okazało się, że to jest nieporozumienie. Oni myśleli, że pytam o galerię handlową, bo nie wiedzieli, że są też galerie sztuki. Na dwadzieścia perę osób w klasie jedna, góra dwie były w życiu galerii sztuki. Stawałam na głowie - prawie dosłownie- aby lekcja na temat analizy formalnej obrazu nie była teoretyczna i nudna. Chyba mi się udało, choć nie wiem kiedy zapomnieli, co to jest dominanta. Obowiązkowo raz w miesiącu, było wyjście do galerii (a nie do sklepu), najczęściej, bo najbliżej, czyli do CSW. Sztuka współczesna jest zarazem bliska i daleka.
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno. Nic nie daje mi takiej satysfakcji, radości, poczucia uczestnictwa w jakimś misterium, jak osobiste spotkanie z obrazem na ścianie, rzeźbą ustawioną na podłodze, postumencie lub książką w ręce. To tak jakby był przepływ energii jakiejś uniwersalnej, albo wręcz kosmicznej, między Twórcą a Odbiorcą.
Z ogromną przyjemnością dziś Cię przeczytałam Małgorzato :)
<3
Dziękuję :)
UsuńOczywiście też tak mam, że nic nie daje mi takiej satysfakcji, jak osobiste misterium z obrazem, tak samo mam z rzeźbami, ceramiką. Uwielbiam czuć, dotykać. Nie umiem żyć bez sztuki, bez Baśki, która mnie ratuje, wyzwala z poczucia nijakości.
Ściskam ciepło Beato moja miła :*
Przypuszczalnie "to zniewolenie" opuściłoby nas od razu, gdyby udało się zrozumieć. Fajny ten rhino. Kiss
OdpowiedzUsuńprzypuszczalnie :) Marzena fajnie maluje
Usuńhttp://www.miriamvintage.blogspot.ie/
I między innymi dla nowych odkryć lubię odwiedzać zakątki blogowe.
OdpowiedzUsuńCałkiem sporo prac M. Ablewskiej-Lech można podejrzeć w Necie.
A ja tam się będę szukać pocieszenia w tym, że zdanie "Rozmowy przy stole zastąpiły media społecznościowe" można rozumieć dwojako. ;-)
Można, można, i w szafie i w artpubgalerii :) na jej blogu...
Usuńdwoistość... tak lubię :) pozdrawiam ciepło
zanurzanie się w codzienności?
OdpowiedzUsuń- bycie sobą?
- bycie sobą codziennie?
- bycie wypełnionym, ...?
- bycie z kimś (KIMŚ) bardzo blisko?
wiele pytań wywołałaś, wiele pytań postawiłaś, robię dobrą minę..
tylko nie wiem do czego
A.
:)
OdpowiedzUsuń