Ciągle mi mało. Mimo że leżę z zapaleniem oskrzeli, wzruszam się wspominając. Odkrywam po raz kolejny warstwę, której nie znałam - jak miejsca i przeżycia wpływają na pozostawiony w czasie byt. Po powrocie z urlopu i lekturze własnych dzieł nie mogę przemilczeć, że są do niczego. Dwa tygodnie dystansu wystarczyły, by zmienić każde słowo. Cóż, dojrzewanie emocjonalne, które sobie serwuję, dopełnia moje "ja", i okazuje się, że obszary duszy można wobec prawdy formować na nowo. O dziwo, to mnie nie frustruje, nawet nie przyprawia o mdłości, jak to kiedyś bywało.
W głowie mam istny "Babel", i trudno się skupić na jednym wątku. Układam piękno, podsycając strachem, a zdziwienie dopada mnie jedynie po powrocie. O czym piszę? O sobie, o kubkach z colą i spirytusem powodujących dreszcze. O spaniu po dwie godziny i biegu na orientację po Paryżu. Zobaczyłam siebie w ukrytych refleksjach sprzedawców Wieży Eiffla - istne targowisko o euro. Pięć wież za jedno, a piwo nad Sekwaną za osiem. Bagietka z serem pod mostem i czego mi więcej chcieć? Ano, ważne w życiu nie przychodzi samo, więc lizałam Paryż łapczywie, szybkim krokiem, miejsce po miejscu... nie zabrakło sexshopów, dziwek i odległych dzielnic, gdzie już codzienność nie umie zadziwić, nawet kolorem skóry. Entuzjazm mnie dopadł na Père-Lachaise - zachwycająca scenografia kamiennych budowli, rzeźb, rozpisując wielowątkową biografię mogłabym zanudzić, nie daj boże uśmiercić czytelnika. Cmentarz, na którym odczuwam deklamujących aktorów, poetów, filozofów, muzyków, zebranych razem, odkupionych z win, a może i nie. Jakie to ma dla nich dzisiaj znaczenie?!
Tradycja przekłada się na dokonania. Wyobrażam sobie w każdym magicznym miejscu, kto dotykał bardziej - architekt czy hulający artyści. Do rana pod czarną kotarą grali siebie, cieniując ironią, uwiecznione później miejsca. Kto dzisiaj nie wie, gdzie jest Plac Concorde, czy Invalides? Sorbonne z Pantheonem i ogrodami pałacu Luxemburgów, Louvre, czy Plac Pigalle. Nagle, z racji pędu, zobaczyłam, jak mężczyzna dogaduje się z kobietą, bierze ją za rękę i werbalnie przedstawia plan. Jądro tworzenia idzie w ruch, a woda jest wodą, płynie po dziewczynie, mimo że chwilę wcześniej przepływały przez nią dwie szklanki whisky. Mogłabym tam bujać i bujać, dotknąć ulubionego Claudela, wcielić się w królową Margot czy Wróbelka. Geniusze rodzą się z niczego. Zwyczajnie Paryż niewinnych biedaków ogarnia miejscami, a każdy jest poetą. Cierpi za zwierzęta, za tłumy w kolejkach do kas, za chińszczyznę z podróbkami kubeczków i innych takich. Poeta cierpi przez smak pocałunków, które wykradł po północy z przelotnej znajomości. Czy w ogóle zdaje sobie sprawę z energii, którą niesie i uwiecznia w znakomitych wierszach czy obrazach?! Wrócę tam, z maściami do stóp i łydek, i konsekwentnie pozwolę się uwieść, by odszukać uniwersalny klucz dla siebie.
ponieważ wywala mi komentarz na tamtej stronie to chcę napisać:..przeczytałam z przyjemnością...Pozdrawiam.A.
OdpowiedzUsuńA jest Twój komentarz pod artykułem :)
OdpowiedzUsuńMoże i mój się pojawi, bo też dostałam komunikat, że jestem spamer. :D
OdpowiedzUsuńW każdym razie miło było mi przeczytać i odetchnąć atmosferą Paryża, której obraz tak cudnie nakreśliłaś...
I mnie zwymyślano od spamerów, dlatego powtórzę tutaj: ładnie, po prostu ładnie opowiedziane smaki, zapachy, atmosfera...
OdpowiedzUsuńWspaniały! Mam nadzieję, że i moja opinia z czasem się ujawni na tamtej stronie, bo było tak jak u dziewczyn, coś tam mi nawymyślali po angielsku.. ;) :)
OdpowiedzUsuńMiłe, wszystkie komentarze redaktor opublikował... nic nie ginie nic nie umiera.
OdpowiedzUsuńBardzo Wam dziękuję, za kilka dni ukaże się kolejny, o czym nie omieszkam powiadomić :)
Buziaki