czwartek, 14 sierpnia 2025

O powstawaniu i zanikaniu [01]

 



Obciążenie przechodzi przeze mnie jak most. Pamięta każdy Krok, i twoje Teraz, które stoją na barierce, i Wcześniej, zdzierał skórę z kolan, i Później z kieszeniami wypchanymi kamykami do ważenia snów, i Potem, które z uporem liczy od nowa, chociaż w wyniku zawsze wychodzi liść. Uczę się zależności: oddech zależy od porostów, miłość od wilgoci, a rozmnażanie od zgody nasion na ciemność. Mówię prosto, ale wewnątrz mnożą się wykresy: w arkuszu o nazwie kruchość kolumna magenta świeci jak siniak; tabele przestawne zmieniają rok na rdzę. Mówicie: pogoda. A ja słyszę: przewrót w ciałach niebieskich. Mówicie: lato. Ja: przegrzany język, który paruje składnią. I nie, nie uratuje nas puchar brokuł ani glansowane słówka, wiatr robi swoje, zrywa z domów stare definicje, aż zostaje materiał: włókno żyły, włókno korzenia, włókno zdania, na którym balansuje dziecko. Gdy pytacie, czy przyroda nas kocha, odpowiadam półgębkiem, żeby nie zbudzić przedsionków strachu: ona jest bezlitosną księgową w zieleni, zestawia tlen z glukozą i wyciąga wnioski; kiedy bilans nie gra, przychodzi cicho i zabiera światło z pokoju. A przecież są czasy czułości: kiedy dotykam twojej gorączki i słyszę pisk aparatów w ptasim dialekcie; kiedy kleję z ryżu mapę ucieczek i kładę ją pod językiem, żebyś wiedziała, jak wymawiać katastrofę nie raniąc podniebienia. Mówię wtedy: oddychaj do liścia, nie do lęku. Liść ma metodę, lęk, to tylko efekty specjalne. Wpisuję to w zeszyt o powstawaniu i zanikaniu: Arystoteles miał rację do połowy strony; resztę dopisała gleba, powoli, z marginesami z humusu. Kiedy śnisz, że połykasz termometr, powiedz mi rano, co pokazało szkło: czyje imię przeszło ci przez gardło bez dźwięku; komu oddałaś sól. Nie będę interpretować, będę podlewać. Sny wschodzą, jeśli jest gdzie wsiąknąć. Pod parapetem trzymam słoik z chmurą, której dotknęłaś kiedyś czołem; w razie pożaru otworzę i wypuszczę w niebo twoją dawną ulgę. Czasami jestem okrutna, bo uczę: zależysz od rzeczy, które cię nie widzą. Od gleby, pamięta cię jako zapach; od wody, wymawia cię parą; od ognia, nie przywiązuje się do niczego poza ruchem. I wiem, że to cię kaleczy, jak świeże szkło w palcach; ale tylko tak rozmnaża się myślenie: przez drobne nacięcia sensu, przez blizny, które pod skórą układają się w topografię powrotu. Gdy przyjdzie listopad, pokażę wam sztuczkę: jak rozmawiać z glebą bez słów. Przykładasz ucho. Jeśli słyszysz grzechot nasion, jeszcze jesteś. Jeśli słyszysz ciszę gęstą jak śmietana, też jesteś, tylko w trybie zimy. Nie bój się. Nawet jeśli nie wrócimy w tym samym składzie, wrócimy: jako ugięcie trawy, drżenie w wodzie, znak interpunkcyjny postawiony na końcu zdania, które uczy dziecko rozróżniać światło od gorąca. A gdy zapytasz na głos: babciu, co zrobimy, gdy lasy przestaną nas lubić, powiem brutalnie i czule zarazem: przestaniemy im się narzucać, zaufamy porostom, że rozsądzą granice, i odłożymy nasz bezład na kompost, niech dojrzeje do znaczeń. To jest moja instrukcja obsługi drżenia: zwiąż włosy w węzeł cykliczny, schowaj w kieszeni trzy pestki, w razie nagłego końca żuj wolno do smaku początków. A potem, oddaj powietrzu to, co dźwigałaś do tej pory sama. Zobaczysz: ruszy. Jak most. Jak kora. Jak zdanie, które w połowie przepada, żeby odrosnąć w innym miejscu, już nie twoje, a jednak całkiem w tobie.



6 komentarzy:

  1. Małgoś, czuję się, jakbyś do mnie list napisała, tak z serca matczynego, przyjacielskim słowem i nauką wsparła. Cokolwiek to jest, ja się w tym wykąpałam. Trwało to tak długo, że para zniknęła, powietrze na powrót zrobiło się przejrzyste. Pestki winogron zbieram i czereśni też, ale tylko te, które nie potrafiły rozstać się z ogonkiem, lub są bliźniaczo połączone. Buduję z nich światy, jak Ty teraz wybudowałaś. Dziękuję Ci bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię myśl o pestkach, które trzymają się ogonków, jakby miały w sobie dodatkową pamięć. Może właśnie z takich drobiazgów powstają światy, które później można komuś podarować, żeby mógł się w nich na chwilę schować. Dziękuję, że przyniosłaś mi swój. Uściski :*

      Usuń
    2. Małgoś https://youtu.be/LkGEqLxc4ng?si=BsSJF0u_6qlZgnQ1

      Usuń
  2. kiedyś Zosia to przeczyta. i pozna, że to dla niej, nie dla mnie, czy kogokolwiek innego.
    a "lęk, to tylko efekty specjalne" bardzo mnie dotknął. od razu widzę prasówkę, pełna takich nie do końca dopowiedzianych strachów, bez radości, bez nadziei, bez życia. i to chyba faktycznie z góry zaprogramowany efekt specjalny, mający mnie wystraszyć tak, żebym zapomniał o uśmiechu i życzliwości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mam nadzieję, że kiedyś Zosia to przeczyta, i że usłyszy w tym mój głos, nawet jeśli będzie już zupełnie gdzie indziej, w swoim świecie. „Efekty specjalne” wymyślają się same, jakby ktoś je codziennie podsuwał, żebyśmy nie patrzyli na siebie nawzajem z łagodnością. Dlatego warto je czasem rozbroić, nawet najmniejszym gestem, uśmiechem, dobrym słowem, filiżanką kawy podaną bez powodu. :-)

      Usuń
  3. A ja tam za bardzo nie lubię Arystotelesa, bo on ma zawsze rację do połowy, i to nawet wówczas, kiedy nie ma znaczenia, z której strony się patrzy i na którą połowę.

    OdpowiedzUsuń