Strony

środa, 30 stycznia 2013

Koncert życzeń

Udało mi się pozbyć wszystkich aut z kadru 



Zostałam usunięta z takiej jednej grupy fotograficznej - zaszachowana, że mam dodać zdjęcie, bo jak nie to out, komentowałam zdjęcia - to jednak za mało. W tej chwili nie mam odpowiednich fotografii tematycznych. Kiedyś dodałam kilka zdjęć, widocznie adminka uznała, że moja obecność jest wyjątkowo zbędna - bywa, rozumiem. Tych co się zachwycają zdjęciami i uczą od najlepszych lepiej się pozbywać. Taki niewybredny sposób. Ale przywykłam, że jak człowiek emigruje, to zaczyna być zbędny i należy go eliminować. Paradoks tego wszystkiego jest taki, że był pomysł, który podsunęła mi jedna osób z grupy, żeby zrobić kobitkom prezentacje w sZAFie, widocznie pomysł też wydał się idotyczny i należało się mnie szybko pozbyć - no cóż. Przełykam kawę, przełykam i to uczucie.


życzę sobie tam wrócić 



wtorek, 29 stycznia 2013

Fascynacje związkami



Mieszkają w sąsiednim hrabstwie - pada trzeci dzień,
więc zostaję w domu z przekonaniem, że kolejne cztery
przerobię na listy, dziergane listki w książkach, które wyschną
na szczególne okazje. Aleja istnieje w domyśle,
jak ptaki - zlatują się w letni wieczór i gadają o ziołach,
a może tylko w człowieku rośnie chęć zrozumienia?

Pojawia się ważna postać, jej uda zmarnowane u nasady
pachną śladami jeszcze ciepłej bielizny, na żywo - brunetka,
o wyraźnej linii bioder, kolana unikają dotyku, łydki giną
w melanżu blue i ivory. Zestawy poranne łączy

z popołudniowymi. Wplecione przywieszki
zaciągną się pokusami z figur, kojarzone w kolażu,
niczym prowokacja. Inna, odległa od intelektu, bliska
przez instynkt. Zaprzeczamy, że nasze korzenie
niedawno wypuściły pędy.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Równowaga


Niedawno było o końcu świata. Tak samo pachniał, wysuszoną pietruszką. Rozsypaną, rozcieram w palcach. Noc znika długo, we mgle gasną światła, rzeczy, które robimy przed wyjściem - pstryk i jeszcze pstryk - żelazko, dwa razy biegnę do drzwi ogrodowych, kiwasz głową. To wracanie mnie wywraca, dzisiaj otwieram się na każdą chwilę. Znowu próbuję rozróżniać. 





niedziela, 27 stycznia 2013

Pomoc dla Justynki

Słońce, deszcz, deszcz, słońce.

Małgorzaty siostrzenica wciąż potrzebuje pomocy. Rehabilitacja pochłania kosmiczne środki. Tańczyć już nie musi, niech stanie samodzielnie na nogi. Podzielisz się swoim 1% ?
Jeżeli chcecie wiedzieć więcej, najlepiej pogdajcie z Małgosią, jeżeli możecie udostępnić informacje u siebie, byłoby miło.


sobota, 26 stycznia 2013

O pięknie

Ciasto czekaladowe z cocacolą, na drugi dzień smakuje jak suflet czekoladowy. Paddy zawsze zjada ostatni kawałek. I kiedy słyszę:

- kto zjada ostatki, jest piękny i gładki
- skąd to znasz?
- usłyszałem
- z tą gładkością... powienieneś się ogolić
- bezwzględnie?
- wolałabym
- czyli nie mogę zjeść ostatniego kawałka?
- zjedz
- nie, nie, zostawię dla ciebie
- ale ja nie chcę
- nie chcesz być gładka?





czwartek, 24 stycznia 2013

krytyczne spojrzenie






Marzy mi się. Nie żyję przeszłością. Chociaż wielu ludzi przekonuje mnie do wiary w minione. Wciąż eksperymentuję. Lubię. Bycie na ciągłej odmianie, zachowując dystans nawet do siebie. To bycie bywa trudne, jednak tak wolę. Nie mam w domu lustra, to jest frajda. Serio, serio.

- jak wyglądam?
- świetnie
- pasuje ta bluzka do spodni
- pasuje
- dobrze wyglądam?
- świetnie
- no
- serio, świetnie
- no dobrze, już dobrze

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Zawieszona w sieci - powtórka z rozrywki



Za każdym razem, kiedy siadam do komputera myślę, kto, z czym wypalił. Czy spotkam optymistę, czy pesymistę, a może pozytywnych wartości będzie więcej niż banałów. Po pierwsze, wierzę w człowieka, po drugie, różnie bywa. Nie poddaję się i walczę o poezję, o słowa, o wyrażanie siebie. Szczerość jasny przekaz, chociaż pewnie dla niejednej osoby ziemia w Internecie jest czymś zupełnie absurdalnym. A jeszcze bardziej zachodzące słońce. Jak nie można czegoś znaleźć w Internecie, to znaczy, że tego nie ma. Ewolucja ulepiła rozum, niestety sieć jest źródłem niesamowitych doznań a zarazem wyjałowienia i degrengolady. Kontrasty, na które się natykam są na styku przeróżnych światów. Zaczynam gotować herbatę piąty raz, tylko, dlatego, że rozmowa z autorem jednego z blogów pochłania mnie i powoduje rodzaj pewnego napięcia. Dobrze, że nie krzyżują nam się spojrzenia, przynajmniej nikt się nie czerwieni a o bolączkach i innych takich i tak pisuję z przyspieszonym oddechem. Od czego właściwie się zaczęło? Od serwisu literackiego, w którym byłam moderatorką. Co za osobliwy miraż. Krytyka literacka, zupełnie mi obca, więc zachwycałam się kwiatkami, drzewkami, ptaszkami, pieskami, kotkami, miłością platoniczną, wyuzdaną, po kolana i po czubek głowy. Powoli zaczęłam rozróżnić banał od oryginalnego jego ujęcia i weź tu teraz wytłumacz pani w średnim wieku, że jej codzienne publikacje są jak niestrojone skrzypce. Ciągle ktoś na mnie donosił, pluł, określał płeć, nazywał burą suką. A ja wpadałam w histerię, przypominałam, że jestem władzą absolutną i pozwalałam się prowadzić za rękę administratorowi. Nie żeby tam zaraz jakaś pantomima, nie nie, zwyczajnie rozgryzałam, o co chodzi ze skryptami, usuwaniem dojrzałych wiśni, tudzież dumałam nad konstatacją. Dla kogo było jasne, dlatego było. Każde forum przypomina getto. Ilu ludzi, tyle pomysłów, ignorantów, trolli wchodzących w prywatność. Pseudointelektualistów i całe pokłady poetów. Nikt nikogo z niczego nie wykluczał, chyba, że awantury stawały się nieznośne i taki kwiatek dostawał bana (ban to chwilowy brak możliwości logowania się do serwisów). Wielu autorów uważa, że bycie w sieci to strata czasu, że nic z tego nie wynika, że zakres poruszanych tematów jest żenująco niski, albo umiejętność z korzystania z dobrodziejstw sieci jest niewspółmierna do bibliotek, księgarni i wszelkich czytelni. A to nie jest tak. Lubię poznawać ludzi, bez zamiaru zaglądania na dno ich oczu, czytać ich i zapisywać. Niby słowa niczym się od siebie nie różnią jednak nieograniczenie w palcach pozwala na wyjście dalej. Kusząca intymność w wyznaniach podsyca wartość towaru. I tak dzień za dniem, dzień za dniem, uczyłam się słów.
Ludzie na emigracji, żyjący w nieco innych warunkach, a zarazem bliscy nam jak nigdy dotąd. Z pokrewnymi myślami, skupieni i charakterystycznymi treściami. Od nazwanej tęsknoty, po obieraną marchewkę do zupy fasolowej. Na ile internauta zatrzymuje się i za chwilę znika. Ja w swojej myśli pokrewnej odnajdywałam wstydliwe i nieosiągalne emocje. Z powodu rozłąki byłam uprzywilejowana, na odległość z ukochanym. W abstrakcyjny dla siebie sposób wybudowałam miejsce dla wspomnień, dla słów, których nie mogłam szeptać przed zaśnięciem. Kiedy moje koleżanki snuły się wieczorami z ukochanymi po parkach, lasach, domach towarowych, ja pisałam. Pisałam niezależnie, czy ktoś przeczyta, czy nie, czy pójdzie w kosz, czy na ścianę w północnym kraju. Czułam się niby żoną, niby ukochaną, niby człowiekiem, niby nieobrobionym drewnem. Bo co niby wiedziałam o pisaniu? Nic, w zasadzie odwalałam słowa, ot tak. Przeceniłam czytelnika, który mnie zdeptał, przeżuł i wypluł. Poczułam się niesmaczna i zawiedziona. Internet jest pełen przeciętności i nieprzeciętności. W której połowie sacrum czy profanum się znalazłam? Sięgnęłam po geniuszy, po naturalny kamień antyczny, po kulturę wschodu i zachodu. Z Pięciu snów Jennifer i jej testament Diane Wakoski wyczytałam jak nadchodzi choroba, kiedy się już tak skurczyłam odnajdując w sieci kolejne jej wiersze, wstrzymywałam powietrze w rozmowach z innymi autorami.


   (…)TESTAMENT JENNIFER

   Nie było na świecie niczego czego bym się nie bała.
   Wszystko co żywe
   pożerało mnie.
   Cienie rzeczywistych przedmiotów są niszczące
   jak same przedmioty.
   Nienawidzę ich.
   Zarówno samych przedmiotów jak i udawanych przez cieni.
   Pragnęłam tylko jednej rzeczy:
   pięknego konia
   i nie mogłam go mieć.
   W kartach jest odpowiedź na wszystko,
   ale odpowiedź znajdziesz wszędzie, gdzie zasięgniesz rady.
   Odpowiedz zawarta jest w pytaniu.
   Nikt naprawdę nie chce odpowiedzi.
   Jedyne o co chciałabym zapytać: czy jest na świecie ktoś taki,
   kto boi sie mniej ode mnie.
   Jeśli jest,
   dlaczego ja bałam się tak bardzo?

   (Przeł. Julia Hartwig)


    I szukałam odpowiedzi. Każdy dawał mi dobre rady, czułam, że się różnimy, ale w zasadzie nigdy nie wiedziałam czym. Poznawałam i poznawałam. Pisanie docierało do mnie bardziej, po tych wszystkich dekalogach, warsztatach poetyckich. Czytałam wiersze konkursowe i zastanawiałam się, gdzie ci recenzenci mają słuch. Później, dużo później zrozumiałam jak indywidualnym językiem jest poezja. W tym czasie szukałam miejsca dla siebie. Zrezygnowałam z moderowania serwisu, w pewnym momencie poczułam, jak kaleczą mnie słowa. Mimo wymienialności zdań, zróżnicowanych poglądów, ludzie ranią na zawołanie. Dzisiaj rozumiem podział ról, zadanie Internetu. Wylewamy siebie, pokazujemy jak jesteśmy silni i ważni. Kto jak kocha i na ile sposobów, tylko czy nie wyczerpuję się bardziej niż przy pisaniu listów? Kartka i pióro? Takie gawędzenie o niczym i lizanie znaczka na poczcie. Powrót do domu z posmakiem kleju na podniebieniu i uraz do kolejek. Wiem, że to mało kobiece, wpisuję adres mailowy i wystukuję ciało na setki sposobów, uwydatniam zapach głowiąc się przy tym, bo jak czarną orchideę załączyć do listu z wizualną wonią unoszącą się tuż przy płatkach nosa. Twórczość nie zna granic. W końcu zaczęłam pisać blog, jak tysiące ludzi w sieci. Na początku rozwijał się opornie, więc dostarczałam mu tlenu, po jakimś czasie zaczęli gromadzić się ludzie. Dzisiaj zaglądają z całego świata, czytają gospodynie domowe, nauczycielki, urzędniczki państwowe, malarze, fotografowie, pisarze, recenzenci i krytycy, studenci, wykładowcy, dziennikarze i moja córka. Mama długo nie ujawniała swojej obecności. A ja dzień po dniu dokonywałam wiwisekcji. Kim jestem w tym wirtualnym świecie, czego się boję, albo czego boją się inni? Jestem relacją między tym, co ludzkie a boskie. Wędruję codziennie po ulubionych stronach i czytam o krytyce, roli kobiety, o homoseksualistach, dokonuję osobliwego mirażu, bo nie mam telewizji. Czas u mnie istnieje inaczej. Skromnie wchodzę słowami na różnych poziomach utrwalając dzień po dniu. Nieważne, że czasem przepada zjesienniały dzień, przecież nigdzie nie biegnę, nie zmieniam stosunku świata do mnie. Sieć może być magiczna, kiedy tylko jej na to pozwolę. Bez wątpliwości i pytań. Uwiarygodniam poetów i oddaje im moją szczerość. W dobie, w której jest więcej piszących niż czytających. Bo przecież za szkłem, jedyną formą komunikacji jest pisanie. Spisujemy nasze historie na różne sposoby. Dialogi i monologi, anegdoty, opowiadania, widzenia, sny. Łatwo przesiać informacje, wystarczy krzyżyk w rogu. Nie trzeba się denerwować krzyżami, vatem na książki, kolejnymi podwyżkami. Jestem spokojniejsza i bardziej otwarta. Świadomie rozmawiam o poezji, o ideologii, wewnętrznym ekshibicjonizmie.
    W Sieci poetą nazywa się dzisiaj każdy, kto potrafi złożyć dwa gramatyczne rymy. Nawet ten, co użyje dziesięciu czasowników, i inny, co kłusuje po tekstach, wyławiając metaforę za metaforą w Googlach. Tak, dzisiaj poetą jest każdy, kto o sobie mówi – poeta. Rzeczywistość jednak weryfikuje ten stan, czasem bardziej, czasem mniej. Inni żyją w tym przeświadczeniu przez długie lata, megalomania, jak anioł podąża za poetą krok w krok, mimo że pod tekstami pisze o pokorze. A przecież poeta nie jest pokorny, podarowany mu przez naturę talent wyrywa się z niego trzewiami i czym tam jeszcze. Po nocy nie śpi, pierdzi jak każdy z ludzi i nie myśli, że wyżywi rodzinę, więc liczy się z brakiem pozycji na rynku wydawniczym, w zasadzie to ten rynek go mało interesuje. Za to poeci konkursowi (bez urazy), że tak ich nazwę, nazywają innych, tych gorzej piszących i publikujących w Internecie - frustratami. Hołdują sobie przy winie i brzydzą się dokonaniami innych (dla nich nic nieznaczące), może mniej zasłużonych, mniej pięknych, mniej znanych, nigdy nie nazwą ich poetami. Nie, bo dla nich liczą się ich dokonania, a przecież poetów przybywa i nie mamy głodu. Nawet powódź wylewa się z nich wierszami, ale nie z powodu mentalnego głodu karmią czytelnika patosem, najgorsze, że bez opamiętania – to też poeta, wg własnego mniemania oczywiście. Wygrzebałam słowa poety, który od dawna uwił w mojej głowie gniazdo: „Poeta jest sam. I może wierzyć tylko w siebie. I prawdopodobnie tylko wtedy staje się naprawdę poetą. Ocala sam siebie. Ma szansę przeżyć, czyli pisać. Zaistnieć. Nie umrzeć za życia, czyli również nie pozwolić, żeby o nim szybko zapomniano.” Są poeci, którzy nieustannie próbują nawiązać dialog z czytelnikiem i eksperymentują, by w końcu osiągnąć pewną samodzielność, autonomię. Bez względu czy mają dzieci, stałe zameldowanie, własny komputer, czy adres na wygwizdowie. Inny poeta powie, że stan wiecznego czuwania powoduje, że poszukuje, w tekstach wyrzyguje niepowtarzalne hasła i mimo, że za życia nie debiutuje, może okazać się, że jego prawnuki odkryją jego poezją, jako prawdę objawioną i zafascynują świat, tłumacząc wiersze na kilka języków, aby dotarły do otaczającego świata. Ten sam poeta, którego wiersze czytywałam w drodze do szkoły, przejeżdżając autobusem 30 km dziennie, napisał: „A przewiduję czas śmierci dosłownie głodowych, bo poeta to nie rolnik, robotnik, – lecz tylko poeta. I tylko poetą może być. Bo jeśli będzie przy okazji kimś jeszcze, to po prostu nie będzie poetą. Nie będzie miał okazji nim bywać”. – Roman Śliwonik.
    Przechodzę kryzys tożsamościowy i tak sobie myślę w sobie, że dobrze by było, aby na temat poety, wypowiedział się poeta. Taki sam w sobie, natchniony, umiarkowany i ciekawie widoczny
     Nie ma takiego? Hm, a to szkoda!
    Poeta jest skończenie ludzki, z rozdartą egzystencją, wiecznym niezadowoleniem. Rodzina zdrowa, a on drąży i szuka, sam podupadając na tym zdrowiu nieszczęsnym, bo pije i pije, ucieka ze szpitala i dalej pije. Przy tym krzywdząc dookoła bliskich i odległych, bo wydaje mu się, że nikt go nie rozumie, czuje się bezradny i często debilowaty.
    Ludzie z zewnątrz patrzą na poetę, jak na cwaniaka, wszędzie się wkręca, jest lubiany, a poetę niepokoi bezmożność, bezforma, bezdupakopana, bezbezbez.
   Czuje w sobie obowiązek wobec słowa, odwala rytuały, gryzie się w język, zasypia sponiewierany rozmowami z pustą butelką po 0,7 i co?!
I dalej nie jest poetą. Bo siedzi takich kilku, co to więcej wiedzą niż jedzą, każdy za swoim szkiełkiem i plotą o prawdzie i pięknie i możliwości zagrożeń, jakie z tego wynikają.
Bo jak poeta nie używa w wierszach literackich obsesji i uogólnień, to dupa a nie poeta. A jak pisze o własnych odczuciach, to zaraz jest hermetyczny i niech spada na blog stękać o egzystencji.
   Mamy poetów na miarę czasów i kultur!
  Jedni bronią krzyża, inni gejów, a jeszcze inni nie publikują w internecie i zastanawiają się, jaki jest sens udzielania się w serwisach literackich.
   Poeta ciąży, jak wartość moralna.
   Lepiej o nim zapomnieć i robić swoje
  Przecież wszystko już zostało powiedziane. Mało tego, forma wypowiedzi, czy to strumień świadomości, czy inne takie, zostały zwerbalizowane. To, że mam problem z komunikacją werbalną i nikt mnie nie rozumie, przestałam się odzywać i wszyscy myślą, że jestem małomówna, skromna i przez to, co najmniej dziwna, to znaczy, że tkwi we mnie potencjał i może w końcu odkryję w sobie sposób na komunikację z otoczeniem?! Łeee tam, brednie na resorach. Widział ktoś brednie na resorach?! Spotykam się z pięknymi rzeczami, zaglądam do galerii, podziwiam cudowności przechadzające się w pogoni za…, no właśnie, za czym.
   To, co rodzi się w mojej głowie, codzienne szaleństwo, które trudne jest do zebrania w formę. Rozmowy ze znajomymi, przyjaciółmi na kilka głosów jednocześnie i wszyscy się rozumieją, mimo że osoby czwarte i piąte mgliście rozpoznają, co tym świrom znowu przyszło do głowy, nieźle się nawalili. Czy to znaczy, że odkryłam nowy sposób na ukazanie diabła w szczegółach? Ostatnio w rozmowie mailowej z jedną z poetek usłyszałam, że to, co pisuję, ona spostrzega jak partyturę dla chóru, a przecież słuch harmoniczny nie trafia się każdemu. Czyli mam przechlapane. Jeden z przyjaciół twierdzi, że tak kiedyś było z Pendereckim i w końcu wymyślił inny zapis muzyki. Zapaliło się światełko w tunelu, co nie znaczy, że ogarniam nostalgiczne dźwięki w głowie i potrafię je przekuć w słowa dla wszystkich czytelne i wolne od miotającego rytmu. Ale, ale, zważywszy na fakt, że z niektórymi czytelnikami przyjaźnię się i jednak słucham więcej niż mówię, wiem, że świetnie odnajdują siebie, szaleństwa, spełnienia i niespełnienia. Kiedy zdarzy im się być w miejscu, o którym pisałam, nagle olśniewa ich, że tu byli, moimi słowami, kolorami, czuciem… I teraz co? Mam się cieszyć, czy płakać, że za pięćdziesiąt lat moje prawnuki za czorta nie zrozumieją zwariowanej babki, która nosiła tatuaże, piła wino w bramie, jak nie było gdzie i spała pod mostem, bo akurat w hostelu nie było wolnych miejsc?! One ogarną bezdomność i pętlę? Trzeci oddech poczują przy zaciąganiu się, no nieważne… Nie krępuję siebie w słowach od dawna, dopasowuję rytm do stóp, maluję w kolorze magenta. W poezji nie idzie tak, jak zamierzałam. Jedni wolą bezpieczne, okazjonalne wiersze, od święta narodzin, po tragedie narodowe i od olimpiady zimowej po kabaret w piłkę nożną. A inni bawią się w podglądactwo, czy ich wariactwa odzwierciedlają się w życiu innych. Forma jest ważna, bo ile można, lasy w pasy, domy w krowy, pipki w rybki, czy chlastu, chlastu. Wywoływanie iluzji to już magia, a jestem dopiero czarodziejką. Bezwzględnie krytycy namieszali mi w głowie, zaczną mnie nękać migreny i lęki. W tym przechadzaniu po teraźniejszości znowu pułapki będą pułapkami, a nie niezwykłym dołem ze skarbami templariuszy. Czuję, że tracę rozum, jak znowu rano zeżrę kocie żarcie zamiast płatków, proszę mnie od razu delete.

    delete
   delete
   delete

   No tak, na papierze jest to niemożliwe i nie byłoby tych wszystkich rozważań gdyby nie Internet, serwisy literackie, fora społecznościowe. Pewien rodzaj więzi czytelnika i publikującego w sieci przekonuje, że to jednak dobre miejsce dla rozsypanych w czasopismach, tomikach poetyckich, autorów. Gdzie po biegu na orientację, po całym dniu miasto wraca do siebie, szybko przerzucamy interesujące nas strony i tulimy oczy do meksykańskiego słońca, spędzamy czas w Australii. I, mimo że nie jest to nasz dom, a jedynie miejsce publicznego spotkania, traktujemy je jak własne.


Tekst ukazał się drukiem 
Nr 5 Pogranicza w 2010 roku 

niedziela, 20 stycznia 2013

"Pamięć - Tereso - pamięć jest tworzywem"



"Pamięć - Tereso - pamięć jest tworzywem"


Teresa Rudowicz, kreacja osobowa, złożona z różnych wersji, zręcznie wyciosana, a jednocześnie autentyczna postać Anety Kolańczyk. Jakiś czas zajęło mi odnalezienie w głowie miejsca dla autorki. Mało tego, swego rodzaju opowieść o niezwykłych przygodach, zebrana i opublikowana w tomiku wierszy "Podobno jest taka rzeka" spowodowała, że okrakiem usiadłam (w myślach) na drzewie (nad ową rzeką z książki) i zaczęłam się doszukiwać. Teresa jest niezwykła - gesty wywraca na drugą stronę, obie czerpiemy z własnej mocy i „wyciągamy albo wciągamy”, w zależności od tego, co jest do zrobienia lub przeczytania. Podobnie rzecz ma się z pisaniem.  Poezja Rudowicz wywołuje we mnie stan pobudzenia: sięgam do zdjęć z dzieciństwa lub wertuję archiwa miejskie poszukując widowisk albo osób z fantazją i zdrowym rozsądkiem. Badam własną granicę i skutecznie przekraczam zmienne, które w dzieciństwie nie miały najmniejszego znaczenia. Wiszę w powietrzu lub wspinam się na tyczce, odchodzę w dal lekceważąc przy tym świat materialny. Teresa Rudowicz genialnie przywraca w pamięci każdą z przygód. Podprowadza do ludzi i rozlicza się z nimi. Wystarczy zajrzeć do wierszy i przekonać się, że uogólniam, a to prowadzi donikąd, dlatego pozwalam sobie i  płynę z nurtem prawdopodobnej rzeki. Historie uwarunkowane kulturowo są niezwykłym studium antropologicznym. Uwielbiam w Teresie te pasje, które wyróżniają ją wśród autorek. Jej skłonności do umiejscowień historycznych i geograficznych powodują, że wypowiada się celnie, jej prace badawcze są rodzajem performansu, co odzwierciedla jej twórczość. Zdecydowanie to tylko namiastka prawdy o tej poetce, najlepiej zajrzeć do jej książki i odsłonić wyznania, jedno po drugim.


zaczęłam się niedawno
z liczby podobno szczęśliwej
będę jak matka pomyślałam najpierw
o tobie nie wiedziałam nic

/kompozycja 64/28
z tomu Podobno jest taka rzeka/


tekst opublikowany w 44 numerze sZAFy

Wiadomość dnia - EleWator w Empiku, Czekając na Maline w Matrasie - na zamówienie, najlepiej w internecie

Wiadomość sprawdzona i potwierdzona. EleWator do kupienia w empiku. Polecam, ładne wydanie, z moim felietonem w tle.



- na litość boską, nie przejmuj się już tak
- przecież nie przejmuję
- to nie do ciebie
- a do kogo?
- książkę czytam

No i tak wygląda mój wieczór, a właściwie noc. 

sobota, 19 stycznia 2013

18 - Troels Abrahamsen - Not Moving

"Chwała czy też wartość niektórych ludzi polega na tym, że nie piszą dobrze; innych- że nie piszą."
Jean de la Bruyere

Tak sobie myślę, krojąc marchewkę w której uduszę kaczkę, gotowanie jest równie wymagające jak pisanie. To się tak nie da wodzić na pokuszenie. Zapach przyciąga okoliczne pliszki, poeci pijaków, później możemy rozbijać się po świecie, paląc stosy, puszczać wianki, cuda, cuda. Wysławiani pod niebiosa lubujemy na fejsbuku kółka duszpasterskie, a pytanie o in vitro wywołuje w niektórych paniczny lęk. Wysłuchuję wszystkie wymyślone historie, przyglądam się wybujałym w ambicje ludziom. Mętne i bełkotliwe pisanie wydaje się wnikliwe, co za ironia! W rozmowie z przyjacielem podsunął mi myśl: artysta powienien być prostolinijny, aby tworzyć. Osoba pokrętna nie może być autentycznie kreatywna. Król ma zawsze rację, no ma.

"Człowiek powinien upodabniać się do sztuki, nie stając się podobnym do żadnego dzieła"

a tu Troels



77

"Miałem szczęście: nie zetknąłem się osobiście z żadnym pisarzem. Wiem, że są próżni, małostkowi, intryganccy, egocentryczni, nieznośni. A jeśli pochodzą z Hiszpanii, są w dodatku zawistni i tchórzliwi." - Enrique Vila - Matas nie poznał polskich pisarzy, wtedy mógłby napisać: a jeśli pochodzą z Hiszpanii i z Polski...

za książkę dziękuję Marioli 


piątek, 18 stycznia 2013

Och, nie powinnam...

Weekend

Co robisz kiedy nie udaje Ci się wyspać przez tydzień?

A kiedy słyszysz psa i kota, szczególnie rano - pamietaj, to nie jest złudzenie.


Nie przywiązuję się do ciała, do umysłu, więc co ze mnie zostanie?


O nic nie pytam, o nic.

mam nową fryzurę :P


czwartek, 17 stycznia 2013

Pimpki, pongi i takie tam

Czytam poematy, wiatr hula w kominie, deszcz za oknem. Zima stalowo-zielona, wilgotna, momentami porywista. Kiedy kończę z poematami oglądam stare modele butów Jacobsa. Stare - z minionego sezonu

Marc Jacobs shoes

niedziela, 13 stycznia 2013

Odróżnianie



Dzisiaj jestem trudniejsza do wyczerpania,
wchodzę we wszystkie kąty, moje albo twoje,
i nie wiem, dlaczego wstajemy o czwartej.
Oczy nigdy nie były bardziej okrągłe, a palce
wygięte. Obyś opuchł i zerkał przez szparki,
a nie na odwrót. Niektórzy stoją obok i nazywają
mnie złudzeniem. Szarpią za ramię, gdy odrzucasz
myśl, od której przywiązujesz się bardziej.
Żeby nie spaść, może spaść, co za różnica, gdy wybudzasz

magików z hipnozy? Polonistom prędzej rośnie zarost,
częściej boli głowa. Zobacz, tak jak tobie! Na pięcie
przeciera się skarpetka, przestaniesz się śmiać
i zrozumiesz absurdalność chwili. Pojmujemy.
Bardziej niż współczucie, tylko Paddy jest świadom,
erudytom z zachodnich pism posyła jedno pchnięcie.
Krzyczysz jak ptak, pliszki przypisane kobietom wypinają się
w złości. Wtedy nie masz siły opróżnić kuwety,
kot natychmiast reaguje i szczeka pod oknem w duecie z psem.

Na zewnątrz głębiej zajmujesz się tradycją
nazywasz szanse, poważne i potrzebne przykłady
są zbyt drugorzędne. Na początku i na końcu.

piątek, 11 stycznia 2013

Nie zajmujemy się polityką




Co mogę?
Powierzchowne, szorstkie, porośnięte. Zielony mech,
wyraźnie splątany, pożółkłe trawniki. Maszyna Paddy'ego
skrupulatnie oddziela pasami koniczynę od źdźbeł.

Polemika koszenia nie intryguje, może chodzi tylko
o dotykanie? Kij, piłka, dołek i dół. Skrupulatnie notujemy
nie tylko dni, tygodnie, miesiące, biegamy od święta do święta.
Paddy strzyże bezustannie.

Patrzymy na siebie tak intensywnie, jakbyśmy nigdy tego nie robili,
więc zanoszę mu sałatkę, drobno posiekane warzywa. Żeby się przymilał.
Proponuje piwo - owce są jego prywatną sprawą. Mój nosorożec też,
więc grzecznie dziękuję. Jem sałatkę, on pije piwo.

Jestem małomówna, mimo że macham palcami do każdego
przechodnia. Moja ręka z jego kosiarką mogłaby być jednością,
gdyby nasze opinie były zbieżne ze śladami, jasne i doskonalsze
pomiędzy skórą a kurtką.

wtorek, 8 stycznia 2013

Moc



                                                                                   Aleksandrze

W bywaniu, głęboko, dynamicznie rozsunięta struktura skóry,
pachnie porostem islandzkim. Do codziennej śmierci od narodzin
szukamy zadrapań – jesteś w nich, wsłuchujesz się w odbicia,
powidoki, uśmiechy. Hej, Olu – w mrocznej pelerynie,
odjeżdżasz podtrzymując napięcie. Chłonę Abrahamsena
i mierzę ból w palcach, pierwsze uderzenie odbija kroki,
drugie rozsadza się z każdą minutą, kiełkuje za uszami.

Poranne ryczenie krów, wieczorne brzęczenie much. Chłopcy
z niebieskimi oczami. Dziergane dresy w meksykański halloween
plączą się pod nogami – resztki ugniecionej chmury;
ze wszystkich mocy, które rozkwitają przed północą, wybieram
kolory oprawek.

Wzdychasz.
Kto ma ochotę,
wdycha.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

pogoda ducha


Leje, to naturalne. Ten kraj jest wielkim laniem o tej porze roku - albo inaczej - porze deszczowej. Tak, bez niej nie byłoby zielono, tej pory deszczowej nie znoszą zwierzęta. Wyją za oknem psy, koty, ryczą krowy. To raptem trzy dni deszczu, pewnie złamię się za tydzień. Pies się złamie i przestanie wyć, kot się schowa. Myszy. 

Jak ten pieron wyje. Najważniejsze, że niedługo wiosna, granica pomiędzy tym, co jest a co będzie, powoduje, że się nie przejmuję. 

Wściekły się? 
Teraz wyją i te dalsze psy, chór, opera, a właściwie psia operetka. 

Dlaczego tak trudno mi jest ich nie słyszeć, dlaczego słyszę je przy zmywaniu, kąpieli, wybijają się ponad dźwięk muzyki. Kiedy zgłodnieją, zmęczą się, ucichną?


Ps. Właśnie przeleciało coś wściekle gęgając 



sobota, 5 stycznia 2013

ciekawostki


Maliny przyjęły się i zaczynają puszczać pędy. Jest ciepło, dobrze, że jest ciepło, przynajmniej nie muszę ubierać się warstwami. Życie toczy się swoim rytmem, rano słychać ryczenie okolicznych krów, wieczorem brzęczenie much. W minionym tygodniu ukazały się dwie recenzje mojej książki. Może zechcecie przeczytać?

Jerzy Beniamin Zimny 


"Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to wewnętrzny dialog z Nieobecnością zmaterializowaną lirycznym słowem? A więc sytuacja liryczna niespotykana dotąd, ponieważ taki rodzaj dualizmu (może dwoistości) jest niezwykle rzadki. Jak dotąd nie miałem okazji spotkać coś podobnego w poezji Polskiej? Wspomniana Nieobecność (czytaj Malina) to nic innego jak pożądana osobowość konieczna do funkcjonowania, na co dzień. Stąd w tytule: czekając, ale jak długo, czyżby było to dochodzenie poprzez ćwiczenie własnej osobowości, poddawanie jej wysiłkowi umysłowemu, bo tylko w głowie Malina może, w tym konkretnym przypadku musi zaistnieć, aby podmiot liryczny mógł normalnie funkcjonować i posiadać zdolność do podejmowania wyzwań natury egzystencjalnej."

Andrzej Tchórzewski

http://obok.literatury.salon24.pl/475627,ksiazka-poetycka-1-projekcje-intymnosci

http://pisarze.pl/recenzje/3592-andrzej-tchorzewski-projekcje-intymnosci.html

"W zatłoczonym świecie przedmiotów i relacji międzyludzkich wyrażonych poprzez przedmioty znajdziemy również dziwne, zapewne niezrozumiałe dla obcokrajowca takie jak „pomarańczowy ser”. „słone masło” z konkursów o Związku Radzieckim. Surrealizm? Poetyka nadrealistyczna nie oznacza bynajmniej kreowania dowolności. Ten ciąg skojarzeń (ze s. 61) da się łatwo wytłumaczyć. Pomarańczowa Alternatywa, stan wojenny („rozmowy kontrolowane”), „poczucie dozgonnego zaprzyjaźnienia”. W wierszu tym zatytułowanym „Emigrantka” przemawia ironia i sarkazm, jako reakcje na rzeczywistość PRL-u. a puenta? Jest wspaniała. „ (…) W drzwiach cukierni stanął/ ołowiany żołnierzyk/ w butach ciaśniejszych niż zwykle”. Ograniczenia. To wiele tłumaczy, ale niestety nie każdemu. To jednak specyficzny wyjątek, bo ukształtowane przez poetykę nadrealistyczną są raczej uniwersalne ukierunkowane na psychiczny aspekt stosunków męsko-damskich."


piątek, 4 stycznia 2013

wernisaż i dialog

Jestem zadowolona z wernisażu, takie akcje lubię, takie wiersze, fotografie. Maciej i Marcin - są niesamowici, wernisaże, wystawy wyzwalają energię, całe pokłady energii.

Dialog.

4 latek i ja

- tato, poukładamy klocki?
- tak córeczko
- ale ja nie jestem Twoją córeczką
- a ja nie jestem Twoim tatą
- a przypomnij mi jak masz na imię
- Małgosia
- eee, a jaka jest pierwsza litera Twojego imienia?
- em
- Em, poukładamy klocki?


czwartek, 3 stycznia 2013

już to mówiłam




Przyszło nowe, zakładki sprawiły, że jest przejrzyściej - w linkowni blogów, gdyby kogoś brakowało, proszę do mnie napisać. Poza tym wykorzystuję pingi, hateemele, pythony i inne stwory. Nie wiem, kto może zostać prezydentem, ani jak walczyć z owadami, które wyłażą z ziemi. Wiem za to, jak działa aspiryna i smakuje kapuśniak. Że ciasto na pierogi twardnieje od jajek, a mleko nie zawsze kwaśnieje w czasie burzy.

Wzdycham
kto ma ochotę
wzdycha

Para tańczy, panie malują usta, kot szuka butów, a Calineczka dorosła. 


Filip powiedział, że żaba wcale nie ma zielonych udek. 

środa, 2 stycznia 2013

Oddech





Najchętniej poszłabym spać. Bez rozmów, zapisywania myśli,
bez pamięci. Z ulubioną wełnianą poduszką. Bez kryptoreklamy.
Trzy razy powtórzona nieobecność. W  irlandzkich pubach
wciąż pachnie drukarską farbą. Karmelizowane fiołki i sztuczne uśmiechy,
- gnę kolana, całą siebie. Po fikołkach już tylko rum z colą i Abrahamsen.

Znowu dłubie w głowie, w uldze, którą pamiętam
z Borgesa, "którą ty i ja poczujemy w chwili poprzedzającej śmierć,
kiedy los oderwie nas od smutnego zwyczaju bycia kimś i od
ciężaru wszechświata". Umarł tato Anki, kot, ktoś jeszcze, dalej
trudno spamiętać wszechświat, więc piję, a ty gnij się, gnij.