środa, 24 września 2014

Etykiety i wypchane jastrzębie - "Guguły" Wioletty Grzegorzewskiej




Hektary – kraina, którą konsekwentnie odkrywałam na stronach książki Wioletty Grzegorzewskiej przypomina wieś rodzinną mojej mamy. Dawno nie czytałam tak niezwykle i obrazowo opisanej przyrody, ludzkiej doli i niedoli. Ta niewielka książka ma coś magicznego w sobie. Dorastanie, rozdroża, imponująca samodzielność narratorki i zarazem głównej bohaterki przypominają o własnej bujnej przeszłości, o emocjach, które towarzyszyły mi za każdym razem, kiedy wyjeżdżałam do dziadków. Przestrzeń, dziesiąty stopień zasilania, kominy, etos, w jakim żyli ludzie. Ojciec bohaterki preparował zwierzęta, ptaki – wtedy zapachy były wyjątkowo sugestywne, a opis czynności skrupulatny. Wiolka dla odmiany kolekcjonowała opakowania po zapałkach, szczególnie cenne egzemplarze zdobywała w najrozmaitszych sytuacjach, które wpędzały ją w kłopoty. Uświadomiłam sobie, że dylematy młodej dziewczyny towarzyszyły i mnie. Oczywiście to wciąż kwestia odbioru, poręczne dostosowanie do peerelowskiej rzeczywistości. Mnóstwo rozwinięć, optymistyczne lub tragiczne zakończenia. Chronologiczny porządek rozdziałów powoduje, że mamy możliwość obserwować rozwój myśli dziecka i nastolatki. Bunt i spór w nieuporządkowanych głowach dorastających towarzyszy Wiolki. Wapienne kamienie, legendy, zioła, zjawiska, wydarzenia opisane w subtelny sposób. Zrozumienie otaczającego świata, stawanie się nim każdego dnia. Umiejętność balansowania, pewien rodzaj elastyczności i radzenia sobie w każdej sytuacji. Podejście dziewczyny do spraw nieuniknionych, impulsy, spontaniczność, opisane z humorem pierwsze dotknięcia, stawanie się kobietą. Całość opisana językiem metaforycznym i na swój sposób bogatym. Jak zmienia się otoczenie, głupia ciekawość, pragnienie penetrowania tego, co nieznane. Wiolka jest sympatyczną dziewczyną, która potrafi się wspinać, kochać, tęsknić, czasami wydaje się szalona, a wszystko wynika z nakazu rozumu i jest silniejsze od perswazji otoczenia. Dorastanie w latach osiemdziesiątych nie było przyjemne, ale dystans, z jakim dziewczyna podchodziła do kolejnych etapów, napawa czytelnika poczuciem mocy, odwagi i szybkich decyzji. Jest w Wiolce duma i radość, jest magnetyzm, dlatego czyta się tę książkę jednym tchem. Guguły, niedojrzałe owoce. Tło opisywanych wzruszeń i uniesień, najskrytszych przeżyć. Uśpiony czas kolorów, pejzaży i trudnych do nazwania ludzkich katastrof, niedopowiedzeń. Wioletta Grzegorzewska odkryła swoje możliwości epickie, opisała przestrzeń egzystencjalną młodej dziewczyny, jej zmagania się ze sobą, możliwości i ograniczenia, odgłosy życia i śmierci. 

– Dziwnie jest urządzony ten świat – odezwał się do mnie nagle, gdy pekaes skręcił na Pułaskiego. – Nawet nie zdążyłem się obejrzeć, już nazywają mnie starym, a przecież w środku jestem jak te guguły.



7 komentarzy:

  1. Metafora w opowieściach jest dla mnie czymś, co nadaje narracji smakowitości. Jeśli tak jest, jak opisałaś muszę koniecznie sięgnąć do tek książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak....pochłonęłam ja jednym tchem!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja juz kiedyś sobie zanonotwałam, że chcę tę książkę przeczytać. Dzięki za przypomnienie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Będę dziś w Empiku...popatrzę..poszukam...:-)Skoro mówisz, że warto:**

    OdpowiedzUsuń